23 kwietnia 2013

Trzydzieści sześć. - Ostatni.

 Okres dzieciństwa nie trwa do momentu narodzin
do chwili osiągnięcia pewnego wieku.
Nie jest tak, że dziecko dorasta i odkłada na bok swoje dziecięce sprawy.
Dzieciństwo to królestwo, w którym nikt nie umiera. 
Edna St. Vincent Millay (1892-1950), poetka amerykańska
***
 Siedząc na walizkach czekałam na moją ciocię. Co jak co ale tutaj w Irlandii jest całkiem ładnie. Chciałabym żeby już przyjechała... lotnisko znajduje się w Mullingar.... 
 Nie spodziewając się nagle z nieba zaczął padać deszczyk który przerodził się w ulewę. Bez ani chwili zastanowienia szybko wstałam i ciągnąc za sobą walizki weszłam znów do budynku.   Moje ubrania przemokły do suchej nitki, a włosy zapewne się skręciły na szczęście czapka zdołała wszystko zamaskować. Usłyszałam głośny klakson. Szczerze powiedziawszy to nie wiem nawet jak ta moja ciocia wygląda. Szybko wyciągnęłam zdjęcie które wręczyła mi moja babcia, to była ta kobieta. Piękne długie czarne włosy, szczupła. Na sobie miała ładny zestaw, szary sweterek w połączeniu z bluzką tego samego koloru z napisem "B L A C K" pięknie się prezentował, te buty- również niczego sobie. Nie była stara, wręcz przeciwnie, miała może z... 29lat? 
- Ty jesteś Sara? - zapytała z irlandzkim akcentem. To bardzo przypomina mi Nialla.... 
- Tak. - zaśmiałam się
- To chodź! Wszyscy już na ciebie czekają! 
- Wszyscy? To znaczy kto? - zdziwiłam się
- No zobaczysz. Twój wuj i kuzynowie. Jest również przyjaciel rodziny, chciał Cie zobaczyć ma na imię - nie usłyszałam ponieważ przejeżdżający samochód zaczął trąbić. Na pewno i tak nie znam tej osoby. Nie chcąc bardziej intrygować zapięłam pasy i podziwiając widoki wsłuchiwałam się w muzykę lecącą z radia. 

***
- Jesteśmy!
 Wchodząc do domu wyczułam znaczącą miłą atmosferę. Wszyscy się do siebie uśmiechali. Nigdzie nie było kłótni... Najmłodsi schowali się po kontach a dorośli przestali rozmawiać.
- Dzień dobry... - wydukałam nieśmiało
- Witami Cię droga Saro! - wykrzykną jakiś pan. Hola, hola... Wujek? 
- Dzień dobry... - powtórzyłam  pewniej. 
- Jesteś głodna? - zapytał znów ktoś. 
- Nie dzięku - i mój brzuch mnie wydał. Zaczął tak głośno burczeć, że myślałam, że jakiś traktor jeździ w tym pokoju. - a może jednak się skuszę - uśmiechnęłam się. Ściągnęłam buty i podeszłam do wolnego krzesła. Dania były przepyszne! Już mi się tutaj podoba. Serio? Dodał ironicznie głos w mojej głowie. 
 Wszyscy są tacy, tacy... fantastyczni? Zaczyna mi się tutaj na prawdę podobać. Z każdym się dogadałam, chcieli bym nauczyła ich polskiego... to coś niesamowitego. A wszystkie dzieci takie śliczne. Chłopcy mieli brązowe włosy oraz niebieskie oczy, a dziewczynki blond włosy i również niebieskie oczy, to ponoć u nich dziedziczne. I faktycznie każdy w tym pokoju miał niebieskie oczy. Usłyszałam ciche, ale nie na tyle ciche brzdąkanie gitary. Ktoś grał na gitarze. 
 Nie przejmując się tym zbytnio wróciłam do rozmawiania z Alice, moją kuzynką. Jest piękna. Niebieskie oczęta do tego długie blond kręcone włosy, a zestaw który miała ubrany jeszcze bardziej uwydatniał jej urodę. 
- Wiesz jaki jest ładny ten nasz "przyjaciel" rodziny? - zapytała albo raczej stwierdziła blondynka.
- Oj - zaśmiałam się. 
 Udając, że słucham co ona mówi zaczęłam patrzeć przez okno, na dworze było już ciemno. Samochody jeżdżące po mokrej ulicy, ludzie którzy uciekali przed deszczem. Mój wzrok przykuł jakiś człowiek... miał na sobie czarny długi skórzany płaszcz, stał pod latarnią. Nagle wszystkie światła w pokoju zgasły, dzieci które jeszcze nie spały zaczęły piszczeć. 
 Po moim ciele przeszły ciarki, a oczy zalała tafla łez. 

"Otarłam się o śmierć tyle razy, że dawno wyrobiłam normę przeciętnego śmiertelnika - do czegoś takiego jednak trudno się przyzwyczaić.
Nie mogłam przywyknąć do tego uczucia,
ale z drugiej strony,
być może,
zaczynałam oswajać się z myślą, 
że podobne sytuacje są w moim przypadku nieuniknione.
Chyba rzeczywiście przyciągałam je jak magnes.
Wymykałam się śmierci,
ale ta uparcie po mnie wracała.
I znowu wróciła. 
Do tej pory wszystko było proste.
Kiedy się bałam, 
próbowałam uciec.
Kiedy nienawidziłam,
próbowałam walczyć.
Moje reakcje nie były skomplikowane,
bo i zabójcy,
z którymi miałam do czynienia, 
podpadali tylko pod jedną kategorię
-
wszyscy bez wyjątku byli źli,
wszyscy byli moimi wrogami.
Fragment; "Przed Świtem - Prolog. Stephenie Meyer"
  
Siedziałam nieruchomo. Nie mogłam się ruszyć. 

 Strzał, pisk, jasność.

Będąc w szoku wstałam. Moja ciocia próbowała uspokoić najmłodszych. Postanowiłam pomóc, ponoć mam dobre podejście do dzieci. 

Dzień drugi w Irlandii.

- Sara idziesz już?! - wołała mnie z dołu Alice.
- Już idę, już idę. - powiedziałam.
 Pewnie jesteście ciekawi kto był tym przyjacielem rodziny? To Eric Sherman. 
 Od parudziesięciu minut szykuję się na imprezę. Myślę, że będzie dobrze. Idzie razem z Alice Eric'em i jakimś jeszcze gościem.

Niall.
- Niall no streszczaj się! Nawet Zayn jest już gotowy! - krzyczeli z dołu chłopaki. 
 Idziemy dzisiaj na imprezę. Fajnie, że wreszcie gdzieś wychodzimy razem, jako One Direction... 
- Dobra idę już! - wyszedłem z łazienki a Harry pociągną mnie za rękaw w kierunku drzwi. 
- Umiem chodzić! - krzyknąłem
- Ta, jak żółw. Nie obrażając żółwia. - prychną aktorsko Hazza po czym się zaśmiał.
Na imprezie.
 Jest super oczywiście bar z przekąskami należy tylko i wyłącznie do mnie! 
 Harry zapewne flirtuje z jakimiś dziewczynami, Zayn jak go ostatnio widziałem kierował się w stronę wyjścia nad którym pisało "pokój dla palaczy", Lou też zapewne tańczy, a Liam jak to Liam, nasz Daddy biega od jednego do drugiego pilnując by nie za bardzo się upili. 

Strzał, pisk, jasność.
 Zdezorientowany szukałem źródła huku lecz jedyne co zobaczyłem to Sarę.
Sara.
 Wiedziałam, że wreszcie mnie dopadną, to byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe. W drzwiach stanął jeden z tych gości... znałam go. A zaraz obok znajdował się Quinn. 
 Próbując zachować spokój (co mi się nie udawało) zaczęłam szukać Alice lecz niestety mój wzrok przykuła tylko jedna osoba, Niall. 
- Sara? - wypowiedział bezdźwięcznie. 
- Nie chce Cie znać. 
 Już wiem co muszę zrobić by mieć spokój. Skierowałam się w stronę schodów. Słyszałam głos Niall'era wołającego mnie po imieniu lecz... to nic nie da. 
 Wspinając się po krętych schodach, doszłam wreszcie do włazu dzielącego mnie od dachu. Otworzyłam go a świeże, zimne powietrze sprawiło, że zaczęłam dygotać. 

Podeszłam do krawędzi,
a Niall za mną.
Wiedziałam, że zrobi to samo co ja.

-Niall, to nie Ciebie chcą. Nie musisz tego robić. - wypowiedziałam
- Znów Cię widzę, prawdziwą nie na zdjęciu - złapał mnie za rękę - nie mam zamiaru żyć w świadomości, że Twoje serce już nie bije...
 Na dole zgromadziły się tłumy. Budynek miał może z 10 metrów? 
 Spojrzałam na Nialla. Zrobił to samo. Stanęliśmy jeszcze bliżej tak, że palce były już poza gruntem. 
- Niall, kocham Cię.
- Ja Ciebie też. 
Głuchy pisk ludzi, ciemność.


"Pozostało tylko "Love Forever pod ich zdjęciem..."
Fragment piosenki; "Love Forever" - Słoń" 

*** 

Jak zapewne się domyślacie, to ostatni rozdział :)

Bardzo dziękuję, że byliście ze mną!
Mam nadzieję, że będziecie jeszcze? 
To mój kolejny blog!
Mam wielką nadzieję, że się spodoba,
oraz,
będziecie tak samo komentować.
I oczywiście WSPIERAĆ mnie.
Podczas pisania tej historii nieraz miałam już dosyć,
chciałam go zostawić lecz "nie pozwoliliście" mi!
Dziękuję! 

Blog oficjalnie otworzyłam; 29.10.12 r.
Zakończyłam; 23.04.13 r. 
Łącznie; 6 miesięcy i 3 dni 
(nie martwicie się sama tego nie obliczyłam, pomogła mama xD)
To były na prawdę wspaniałe 6 miesięcy! 
Dziękuję! 

A wiecie jak on powstał? 
Pewnego dnia (był to poniedziałek)
byłam chora i mi sie nudziło. 
Oto i ten blog :D 

Napiszę pare informacji; 
W marcu skończyłam 13 lat!
Najlepiej w szkole idzie mi z przyrody!
W przyszłości mam zamiar być Biologiem Morskim!
Ale najpierw skończę podstawówkę! 
(CHYBA.)

Moje najlepsze przyjaciółki które inspirowały mnie 
w każdym rozdziale to; 
Zosia & Natalia. 

Koleżanki dzięki którym powstało to całe porwanie;
Marietta & Paulina.

Dziękuję Simon'owi Cowell'owi za to, że złączył chłopców
w Jeden Kierunek! 
One Direction! 
Oraz Harremu, że wymyślił tą nazwę!

Dziękuję również moim rodzicom (taaaak)
Za to, że codziennie nie pozwalali mi wchodzić na laptopa,
za wszystkie kary,
to wszystko mnie INSPIROWAŁO! 

Dziękuję także;
Ł.K!
M.L!
K.F!
S.O!
Wspaniali koledzy :)

A i mam prośbę! 
Trzymajcie za mnie kciuki ponieważ postanowiłam,
że zacznę biegać! 
To dla mnie ważne! 

DZIĘKUJĘ po raz któryś tam! :)

Bloga nie usunę. 
Będzie po prostu taki jaki jest. :) 

DZIĘ-KU-JĘ! 
xX.

20 kwietnia 2013

Trzydzieści pięć.

 Obudziłam się bardzo szybko ponieważ śnił mi się koszmar. Ludzie którym uciekłam, szukali mnie i znaleźli. To było potworne. Wstałam i od razu podeszłam do okna. Jasne słoneczko wychodziło zza chmur. Rozejrzałam się po okolicy, konie dumnie stąpały po zmarzniętej ziemi spowodowanej przymrozkiem minionej nocy. Rosa spływała po liściach, ludzie mozolnie otwierali okna. Również otworzyłam balkon. Nagle huk rozległ się głuchym echem po całej okolicy. Spojrzałam niepewnie przez okno. Czekaj co? Mogę przysięgnąć na Boga, że widziałam Quinna... Może mi się przewidziało? Nie zaprzątając sobie tym głowy wzięłam zestaw ubrań oraz kosmetyki [LINK] i skierowałam się do łazienki.   
 Wyszczotkowałam zęby i zeszłam pewnym krokiem na dół do kuchni gdzie babcia od samego rana przygotowywała mi ciasto na podróż, chociaż mówiłam jej by nie przejmowała się tym aż tak bardzo. 
- Dzień dobry babciu! Mmm, jak pachnie. - zaciągnęłam się zapachem wanilii oraz mięty. 
- Dzień dobry, dzień dobry. - powiedziała. 
- Gdzie dziadek? - zapytałam pośpiesznie. 
- Poszedł dać koniom wody. 
- Aaa. - mruknęłam i wyciągnęłam telefon który automatycznie gdy tylko go wyciągnęłam spadł mi na kafelkową podłogę rozbijając ekran na tuzin małych szkiełek. 
- Cholera! - wrzasnęłam
- Oj córuniu! Masz jeszcze czas, zdążyć nowy sobie kupić! - usłyszałam gdy sprzątałam roztłóczone szkło
- Ach tak... więc ja już pójdę. - westchnęłam

Wzięłam plecaczek spakowałam do niego pare niezbędnych rzeczy i tak jak mówiłam wyszłam z domu. Idąc na peron przemyślałam pare faktów;
- jadę do Irlandii
- zapewne go spotkam
- rozbiłam telefon
- (chyba) widziałam Quinna
A co jeśli mnie znaleźli? A co jeśli znów będę w ich niewoli? W ich szponach...

 Czas akcji; ok godz. 12;30
 Miejsce; Centrum Handlowe w Warszawie
 Osoby towarzyszące; brak
Wybrałam telefon lecz tym razem Iphone5;

Z racji togo, że nie miałam nikogo numeru na nic sie nie zdał. 
 Wracając pociągiem siedziałam w ciszy na jednych z podartych siedzeń przyglądając się ludziom. Mój wzrok przykuła jedna osoba która była ubrana cała na czarno. Może i jest to troche dziwne lecz nie mogłam odciągnąć od niego oczu. 
  
Pociąg staje nieznajomy wsiada.

 Popatrzyłam jeszcze chwilę w tamtym kierunku. Odwrócił się. To nie możliwe. A jednak. Quinn staną i się na mnie patrzył. 

Telefon wibrujący mi w kieszeni.
 Spojrzałam na ekran; Numer zastrzeżony. 
 Otworzyłam wiadomość; Sarah I'm sorry but I had to tell them where you are.
You are in danger.
In Ireland, your suffering will end.
(Sarah przepraszam ale musiałem im powiedzieć gdzie jesteś. 
Jesteś w niebezpieczeństwie. 
W Irlandii zakończą się twe męki.)

Co? Nic nie rozumiem... 

    Weszłam do swojego pokoju w celu przebrania się i spakowania ubrań... za 3 godz już mnie tu nie będzie...
*** 
Wiem, że krótki lecz historia sama się nie nauczy -.-
Nie przewiduję za szybko następnego rozdziału nic nie obiecuje ponieważ jakoś mi to nie wychodzi -.-. 
CZYTASZ? KOMENTUJ! ;3