28 lutego 2013

Dwadzieścia sześć cz.2

  dokończenie. *dwa tygodnie i sześć dni później* 

 Niall.
   Obudziłem się w pełni szczęśliwy. Jutro Liam dostanie akta, a po jutrze będziemy już razem. Wstałem z łóżka i energicznie podszedłem do szafy w celu wyciągnięcia dresów. Wziąłem szare spodnie, niebieski bezrękawnik i skierowałem się w stronę łazienki. W pomieszczeniu ściągnąłem bluzę i bandaż, jak się okazało po płytkim zacięciu nie było już śladu tylko po tym głębszym i najgłębszym zostały nierównomierne czerwone linie. Teraz żałuję, że się pociąłem, ale cóż, czasu nie cofnę. Ubrałem się przemyłem twarz i przeczesałem palcami już nawet długie blond włosy. Zszedłem na dół gdzie już wszyscy czekali, rozsiedli się na kanapach i nawet podłodze. Przyjechali do nas goście, to znaczy: Gemma- siostra Harrego, i kilku moich znajomych- Alice, Megan, Karen, Joseph i Getty- chłopak Alice. 
- Ooo, nasz śpioszko-żarłok  się wreszcie obudził - powiedziała Karen wstając i przytulając mnie.
- Karen! Alice! Megan! - przytuliłem je - Getty, Joseph - podałem chłopakom rękę. Wszyscy się śmialiśmy. 
- Co wy tutaj robicie? - zapytałem. 
- Harry nas zaprosił, mamy dla ciebie niespodziankę. - powiedzieli jednocześnie. 
- Co to takiego? - zapytałem siadając na kanapę.
- Liam! - krzyknął Joseph a już po krótkiej chwili w drzwiach stał zdyszany chłopak trzymający w rękach jakieś kartki.
- Co to? 
- Obiecałem, trzymaj. - powiedział uśmiechnięty. 
- O Boże! - krzyknąłem. - Dziękuję wam wszystkim!
- Nie ma za co, było trochę komplikacji związanych z przewiezieniem tego ale spoko.  - powiedziała z teatralną obojętnością. 
- Dziękuję wam, poczekajcie. - powiedziałem i szybko pobiegłem do swojego pokoju po laptopa. 
- Niall! - usłyszałem głos mojej matki .
- Tak! 
- Zejdź tu kochanie! - odkrzyknęła tak bym usłyszał. Posłusznie skierowałem się z powrotem na dół do mojej matki. 
- Co się stało?
- Chłopcy powiedzieli mi o co chodzi - powiedziała poważnie lecz później twarz jej się rozweseliła. Wręczyła mi jakiś papierek. Moje otworzyły się do granic możliwości a usta szczypały od nadmiernego rozciągnięcia skóry.  
- Mamo, dziękuję - do oczu napłynęły mi łzy. 
- Nie ma za co kochanie, samolot masz o 15:30 jest 12 więc idź się pakować! - powiedziała. 
- Jeszcze raz Ci dziękuję. - powiedziałem i przytuliłem ją po czym udałem się z przyjaciółmi do mnie do pokoju. Pakowałem się bardzo szybko więc Karen musiała jeszcze raz zobaczyć czy wszystko wziąłem, po zatwierdzeniu poszliśmy na dół do przedpokoju i Greg- mój brat, zawiózł mnie na lotnisko. 

Sa.

  Wychodzę dzień szybciej, dostaję wypis za pare chwil a zaraz po wyjściu ze szpitala jadę do dziadków do Warszawy. Do Nialla mogę niestety jechać dopiero za tydzień ponieważ czeka mnie rehabilitacja kostki u nogi, dlatego też jadę do dziadków, poniważ w stolicy mają najlepszych lekarzy itp. Już za tydzień będę spała z moim misiem. Wzięłam ubrania podrzucone przez Maćka rano gdy szedł do pracy i skierowałam się do łazienki. Gotowa wzięłam jeszcze kurtkę, zaścieliłam łóżko i delikatnie usiadłam się na nim by nie zagiąć niczego. Czekałam na wypis. Po otrzymaniu karteczki wyszłam zabierając plecaczek. Wpierw poszłam do sklepu z telefonami. Wybrałam sobie Sony Xperia Tipo blue:
 
 Podpisałam wszystkie dokumenty zapłaciłam i wyszłam bawiąc się nowym urządzeniem. Wędrowałam w stronę peronu skąd miałam pojechać pociągiem do dziadków. Miałam dojechać dopiero po 4 godzinach, strasznie mi się nudziło. Mimo iż telefon miał internet nie miałam na co wejść. Facebooka nie miałam tak samo jak i Twittera. Postanowiłam pooglądać sobie filmiki na YouTube. Włączyłam sobie przypadkowe Harlem Shake i zaczęłam się uśmiechać do ekranu. To takie zabawne. Weszłam na Besty.pl i czytałam co tam słychać w wielkim świecie. 
-----------------------
I co? :) 
Ja chora jestem :c 

CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 

27 lutego 2013

Dwadzieścia sześć, cz. 1

 dokończenie. 

 Sa.

  Już nie ma bólu, teraz ze małym światełkiem jesteśmy "przyjaciółmi". Nie jestem śpiąca tylko nie mogę oczu otworzyć, są tak ciężkie. Słyszę głosy, znajome głosy. Wreszcie udaje mi się lekko unieść lewą powiekę lecz chwilę zajmuje mojemu oku odzyskać dobrą ostrość. Wreszcie pośród małych zamazanych plamek mogę zauważyć jakieś dwie sylwetki. Po paru dziesięciu sekundach widzę uśmiechniętą twarz Maćka a w oddali  zmartwioną mamę kolegi. Uniosłam powoli kąciki ust ku górze na co kobieta odwzajemniła to. 
- Długo czekacie tutaj? - zapytałam zachrypniętym głosem.
- Odkąd cię przywieźli  - odpowiedział Maciek.
- No dzieci, skoro już się wybudziłaś to mogę spokojnie iść do domu trochę się przespać  - pocałowała mnie w czoło i wyszła. 
- Jak się czujesz? - zapytał troskliwie mój przyjaciel siadając na stołek koło mojego łóżka. 
- Już lepiej... wiesz przeżyłam tak zwaną śmierć kliniczną - zaśmiałam się. 
- Jak jest po drugiej stronie? - zapytał z ciekawością.
- Wpierw czujesz ból i strach, później oślepia Cię światło a na koniec widzisz swoich bliskich. - zeszkliły mi się oczy a Maciek to zauważył i starł mi pierwszą spływającą mozolnie po moim policzku łzę. 
- Dziękuję, że mi powiedziałaś - powiedział - muszę już iść, zatrudniłem się niedawno u wujka w pizzerii zwolniłem się z tych paru dni ale teraz to już koszmar jeśli nie przyjdę. Jeszcze tylko pójdę do WC.  - powiedział a ja go szybkim ruchem złapałam za rękaw kiedy wstawał. 
- Masz przy sobie telefon? No tak głupie pytanie, dasz mi wejść na internet? - zrobiłam błagalne oczka. 
- Trzymaj - powiedział podając mi urządzenie. 
- Dzięki.
    Szybkim ruchem przesunęłam palcem po gładkiej stronie  i zarejestrowałam się na Facebooka. Weszłam na stronę 69 ? - Harry czuwa. Przeczytałam mnóstwo ciekawych i zarazem smutnych postów.  O tym, że Niall jest zrozpaczony lecz jeden mnie bardzo zaintrygował a mianowicie Fani wiedzą gdzie on mieszka! Boże! Wiedzą gdzie on mieszka! Do oczu napłynęły mi gwałtownie łzy a wielki uśmiech na mojej twarzy musiał komicznie wyglądać. Szybko zapisałam sobie adres i  wylogowałam z już nieistniejącego po chwili kąta. Nie mam pojęcia jakim cudem ale ok... W tej chwili właśnie wszedł Maciek wyciągając rękę po swoją własność. 
- Dzięki - powiedziałam pośpiesznie ściskając karteczkę.
- Spoko, to ja lecę cześć - przytulił mnie ostrożnie i skierował do drzwi. Leżałam jeszcze chwilę i zdecydowałam się rozprostować nogi. Ostrożnie wstając chwyciłam stojak z kroplówką i skierowałam sie do wyjścia. Na korytarzu spotkałam wściekłą pielęgniarkę która powiedziała, że mogę dopiero wstawać gdy wyjdę czyli za 3 tygodnie. Jeszcze te męczące 3 tygodnie.  Wróciłam posłusznie do pokoju i walnęłam w kimono (spać).

Niall.

  Jesteśmy już po seansie, film był ok. Najbardziej śmialiśmy sie z Harrego który pomylił Lou z jakimś starszym facetem i cały czas się do niego przytulał aż wreszcie koleś nie wytrzymał i dał mu z liścia. Normalnie w tamtym momencie ze śmiechu wysypałem cały wieeelki popcorn na podłogę więc wyprosili nas z sali został tylko jak zwykle spokojny Liam, ale on też zrezygnował i wyszedł. 
   Po dotarciu do domu za pośrednictwem autobusu ponieważ zapomniałem gdzie zaparkowałem, za co byli cały czas na mnie obrażeni, no ale nic. Rozeszliśmy się do siebie a, że było jeszcze widno postanowiłem inaczej się ubrać i wyjść na spacer. 
   Wróciwszy bardzo późno poszedłem się umyć i spać. 
-----------------------
Wiem, 
Krótki, za chwilę dodam jeszcze jeden dłuższy lecz już jakby 2 tyg i 6 dni później :) / Olaa ;*

 CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 

26 lutego 2013

Dwadzieścia pięć.

 dokończenie

 - Chodź Niall, siadaj - powiedziała troskliwie moja matka. Uśmiechnąłem się i nasypałem brązowych kuleczek do średniej niebieskiej miseczki z czerwonym sercem i zalałem wszystko mlekiem. Kiedy jedliśmy nikt nawet słówkiem nie pisną o Sa czy czymkolwiek innym. Panowała głucha cisza. Po zjedzeniu każdy rozszedł się do swoich sypialni. Była już godzina 19:59 a ja już byłem śpiący. Poszedłem do łazienki w calu umycia się, wziąłem ręcznik, bandaż, bokserki i powędrowałem do pokoju przemyśleń (łazienka xD). Zmyłem cały pot z siebie pod prysznicem i wyszedłem na zimne kafelki. Wytarłem ociekającą wodę i zrobiłem sobie na głowie "turban" i zawiązałem blizny bandażem. Ubrałem bokserki i wyszedłem z łazienki ściągając ręcznik i dokładnie nim wycierając włosy. Poszedłem do łóżka, wziąłem laptopa i go odpaliłem. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi ubrałem szybko bluzę by nie było widać opatrunku i powiedziałem cicho "proszę" i ujrzałem dwie sylwetki. Lou i Liama. 
- Coś się stało? - zapytałem wpisując hasło do nowego Facebooka, chociaż i tak gdy się wyloguję na 100% to konto zniknie w niewiadomy sposób. 
- Nie, po prostu chcieliśmy z kimś pogadać bo Harry już śpi i Zayn też... - powiedział Lou
- Ok. - odpowiedziałem i zaczęliśmy rozmawiać. 

Sa. 

   Nic nie ma, ciemność. Czuję tylko ból. Okropny przeszywający ból. Znika i powraca ze zdwojoną siłą. Niby ciemno, niby boli. Ale widzę jakieś światło i trójkę osób. Nie widzę dokładnie twarzy lecz poznaję głosy. Tam jest moja matka, tata i siostra. Czekają na mnie, lecz ja nie chcę do nich iść. Nie teraz. Nie w tej chwili. Nie mogłam nic zrobić, zbliżałam się do nich, byłam coraz bliżej i bliżej... Wreszcie ich dotknęłam i zobaczyłam błysk światła i siebie leżącą na stole operacyjnym. Kilku lekarzy tamującą krew i reanimującą mnie. Słyszałam ciągły pisk i obraz mi się zamazał. Usłyszałam jakieś szepty które z sekundy na sekundę robiły się coraz głośniejsze i głośniejsze. 
- Budzi się! - powiedział jakiś rozhisteryzowany głos. - Siostro, szybko narkoza! 
   I znów nic nie czułam nie słyszałam, znów byłam w krainie ciemności z maluśkim światełkiem na końcu, lecz się do niego nie zbliżałam ani ono do mnie. Czekaliśmy cicho aż coś się stanie. 

Niall.

 - Dobra to do jutra - powiedziałem na pożegnanie a chłopcy wyszli. 
Umówiliśmy się, że pójdziemy do kina a Hazza i Zayn na pewno też pójdą. 

Następny dzień. 

  Wstałem bardzo wcześnie o godzinie 6:00 a film zaczynał się o 12:30 i trwał jakoś chyba ze trzy godziny. Wybraliśmy jakiś horror lecz nie zapamiętałem tytułu. Poszedłem do łazienki i zerknąłem na bandaż i z powrotem w lustro. Miałem lekko sine pod oczami, prawie nie widoczne więc uczesałem się tylko i poszedłem się ubrać. O godzinie 6:40 byłem już gotowy więc z racji tego, że wszyscy jeszcze zapewne spali poszedłem na dół do kuchni zrobić sobie śniadanie. Postawiłem na tosty więc wstawiłem chleb do tostera i czekałem aż się nagrzeją. Usłyszałem jak ktoś schodzi po schodach więc odwróciłem się i już po chwili widziałem Liama wchodzącego do pomieszczenia. Również był już ubrany.
- No cześć, tosta? - w odpowiedzi skiną tylko głową i zasiadł przy stole. Usłyszałem jak wyskakują z urządzenia więc odwróciłem się na pięcie wziąłem Nutellę i podałem, jak przystało na gospodarza, Liam'owi  talerz ze złocistymi kromkami. 
- Dziękuję - usłyszałem gdy cofałem się by włożyć kolejną porcję. 
- Liam, skory jesteś jej bratem to czy czasem nie wiesz gdzie ona mieszka? - zapytałem zaciekawiony. 
- Nie dostałem jeszcze akt urodzenia, dostanę je za trzy tygodnie. 
- Liam, jeśli je dostaniesz błagam powiedz mi gdzie mieszka Sa. Dobrze? - powiedziałem odwracając się do niego przodem.
- Dobrze. - uśmiechnął się. 
- A tak w ogóle to gdzie jest ta cała druga uczestniczka konkursu? - zapytałem. 
- A Bóg wie gdzie teraz jest. Zwiała zaraz po tym zajściu z porwaniem. - powiedział obojętnie. 
- Aha. Liam ja Cię przepraszam. - powiedziałem.
- Nie masz za co. Dobre te tosty. - powiedział uśmiechnięty.
- Cieszę się. - powiedziałem uśmiechając się na myśl, że już za 3 tygodnie mogę spotkać się z Sa. 
------------------------------
Baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo was przepraszam, że nie dodawałam rozdziałów. 
Nie miałam kompletnie pomysłów, lecz mój dzisiejszy sen mi pomógł. Tak w ogóle to nie wiem czy dzisiaj dodam kolejny rozdział czy dopiero jutro. Spróbowałam napisać wesoły lecz mój nastrój mi tego nie ułatwił. Dowiedziałam się dzisiaj, że mój tata jest poważnie chory a lekarze nie wiedzą co mu jest :( 
UWAGA! 
W moim 2 blogu rozdział może pojawić się dopiero jutro lub po jutrze :C / Olaa :* 

CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 

21 lutego 2013

Dwadzieścia cztery.

  Sa.

    Obudziłam się w szpitalu. Nienawidzę tego miejsca z całego mojego szczerego serca. No ale cóż. Koło mnie siedział śpiący Maciek. Patrzyłam się na niego póki znów nie wróciłam do krainy snów. 

SEN: 
 - Na zawsze?
- Na zawsze razem - dopowiedział Niall. Siedzieliśmy razem na wielkiej polanie. 
- Kocham Cię wiesz? - zapytałam a raczej stwierdziłam zadziornie.
- Ty mnie kochasz? - droczył się ze mną.
- I to ponad życie. - pocałowałam go. Wtem nagle nad naszymi głowami chmury z koloru błękitnego zmieniły na szaro- czarny. Zagrzmiało a Niall w jakiś dziwny sposób nie leżał już koło mnie tylko stał 3 metry odemnie. Wstałam, znów zagrzmiało. Kolejne 3 metry. Niedługo już nie będę go widzieć. Próbowałam biec, na marne. Próbowałam krzyczeć, na marne. On naśladował mnie, na marne. Do oczu napływały mi łzy. Kolejny grzmot. Nie widzę go. Czuję silny ból pod żebrami. Padam na kolana łapiąc się za brzuch, na marne. Czuję jakby ktoś wyrywał mi wnętrzności żywcem. Krzyczę chociaż mojego głosu nie słychać. Cisza. Ta beznadziejna przeszywająca cisza. Nagle znajduję się na tej samej polanie lecz innej. Cała się pali tylko ja znajduję się w kręgu bez ognia. Widzę jak czerwone języki gnają ku mnie. Chcę uciekać. Nie mam dokąd. 
   Obudziłam się cała spocona i ze łzami w oczach. Maciek już nie spał tylko próbował mnie uspokoić. Brzuch palił niemiłosiernie. 
- Zawołaj lekarza - zdołałam wydusić. Po dłuższej chwili do pomieszczenia wbiegł siwy pan i pielęgniarka. Podciągną mi piżamę szpitalną więc było mi widać tylko majtki. Nie przejmowałam się tym. Poczułam zimne wręcz lodowate dłonie lekarza, nie przejmowałam się tym, chociaż kiedyś bym od razu jęczała z tego powodu. Uciskał na bolące zaczerwienione miejsce. Ból był nie do zniesienia. Jeszcze goryszy niż wtedy gdy złamałam nogę. Lecz mniejszy gdy łamało mi się serce. I wiem czemu tak jest. Tasiemiec. 
- Szybko na blok operacyjny - nakazał doktor. Jechałam, obraz mi się zamazywał. W jednej chwili widziałam Maćka i jego mamę a w jednej moją mamę i tatę. Zemdlałam. 

Niall.

  Obudziła mnie mama mówiąca, że jest już kolacja i, że ktoś przyszedł do mnie. Zszedłem na dół a tam niespodzianka. Zayn, Lou, Li i Harry. 
- Cześć - powiedziałem. 
- Mhm - mruknął Zayn.
- Coś się stało, że przylecieliście aż do Irlandii? - zdziwiłem się. 
- Zobacz. - podsunął mi pod nos tablet Harrego. 
- Jak to? - powiedziałem przerażony.
- Nie mamy kont na niczym! Dziewczyny też nie - powiedział Lou. 
- Matko - oddałem urządzenie właścicielowi i schowałem twarz w ręce. 
- Niall, my już na prawdę nie istniejemy. One Direction... nie ma już takiego boysbandu. Wytwórnia zerwała z nami kontrakt. - powiedział załamanym głosem Li.
- Perrie - wtrącił się Zayn - powiedziała mi, że z nimi też chcieli. 
- Z Dan też - powiedział Li.
- A Eleanor unikają jak ogień wodę - Lou. 
- Boże, ja, ja nie mogę w to uwierzyć. - powiedziałem. 
- Tak - zgodzili się wszyscy smutno. 
- To jak dzieci jesteście głodni? - zapytała opiekuńczo moja mama. 
- Nie za bardzo.
- To może płatki, no wiecie takie czekoladowe - uśmiechnąłem się niemrawo.
- Na płatki zawsze jest czas. - zaśmiał się Harry a reszta markotnie mu zawtórowała. 
- To idźcie się rozpakować i zejdźcie do kuchni. - wszyscy posłuchaliśmy. Przydzielałem kolejno pokoje. Gdy umówiliśmy się, że za 20 min na dole udałem się do swojego pokoju. Wszedłem na Live Stream. Mnóstwo było rozmów na temat One Direction. Byłego One Direction. Dawnych nas. Otworzyłem przypadkową rozmowę i widziałem płaczącą dziewczynę. Następna- to samo. Chociaż nie widziałem wszystkich rozmów mogłem się domyślić, że wyglądają podobnie. Do oczu napłynęły mi łzy i w tym samym momencie ktoś zapukał do mych drzwi. 
- Niall idziemy już. - usłyszałem Harrego.
- Dobra idźcie, ja za chwilę zejdę. - powiedziałem i ruszyłem w stronę drzwi od łazienki. Przeszukałem wszystkie szuflady aż wreszcie znalazłem. Usiadłem się na wannie. Jedno przejechanie cienką warstwą żyletki. Krew leciała. Drugie, już bardziej głębsze. Na trzecim skończyłem. Miałem lekko brudne, od tej czerwonej ciepłej cieczy, spodnie. Zabandażowałem ranę i przebrałem się w dres. Sprawdziłem jeszcze raz dokładnie czy nigdzie nie ma śladu krwi, ubrałem bluzę z długim rękawem i zszedłem na płatki. 
-----------------------------
Taki smutny ;c 
Przeżyjecie do 30 rozdziału? Myślę, że w 50 już skończę z tym opowiadaniem... chyba, że nie chcecie :D  

 zapraszam;3 - One Direction? Tak poproszę ;_;
 zapraszam do lakowania;3 - 69 ? - Harry czuwa. 

CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 

20 lutego 2013

Dwadzieścia trzy.

 Niall.

  Kiedy wyszedłem  z samolotu zauważyłem stojącą w budynku moją całą rodzinę. Zabrałem swoje walizki i w asyście ochroniarza skierowałem się do samochodu. Oczywiście nie obeszło się bez paru zdjęć i autografów, na co nie miałem najmniejszej ochoty. Jadąc niebieskim garbusem mojej matki wyglądałem za okno a czasem tylko odpowiadałem na pytania rodzicielki. Pod domem przywitałem się z Greg'iem i poszedłem do swojego pokoju. Tam ułożyłem wygodnie na łóżku i zasnąłem. 

Sa.

  Jeszcze chwilę a zwariuję. 
Maciek już się ockną. Pogadaliśmy i wytłumaczył mi o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego on jest w to zamieszany? To proste. Wspaniałomyślny Quinn skontaktował się z nim narażając go na niebezpieczeństwo tylko dlatego by położył mi tą durną kartkę na moim łóżku! Czy to jest normalne? Nie, raczej nie. Teraz się kąpie a ja zakładam sobie nowego Twittera. Starego mi usuną wmawiając mi, że to "dla mojego bezpieczeństwa". Głupie pieprzenie. A więc jak mówiłam. Po założeniu nic nie robiłam na nim tylko w błyskawicznym tempie wpisałam nazwę Niall'a. Moje oczy rozszerzyły się do niemożliwych rozmiarów tak, że jak by to niektórzy ujęli "wypadły by z orbit". Przeglądałam wyszukanych użytkowników lecz nigdzie nie było konta Niall'a. Nigdzie! Zestresowana i zdenerwowana wpisałam trzęsącymi się palcami kolejno: Zayna, Lou, Harrego a nawet Liama! Nikogo! Nikogo nie było! Oczy mi się zeszkliły, ale moment, przecież Facebook. Szybko przełączyłam karty lecz i tutaj już nie posiadałam konta. Wróciłam na Twittera. Wylogowałam się i znów spróbowałam zalogować. Usunięto. Położyłam laptopa Maćka kawałek odemnie i podkurczyłam nogi do klatki piersiowej. Zaczęłam płakać. Jak kiedyś gdy spadłam z roweru i złamałam sobie nogę. Właśnie tak płakałam tylko jeszcze mocniej. Czułam jakby moje serce pękało na kilkaset małych części jak wtedy moja kość. Gdy do pokoju wszedł Maciek przytulił mnie. Tak po prostu przytulił. Nic nie mówiliśmy przez dobre kilkanaście minut. 
- Mała - odezwał się gdy już po łzach prawie nie było śladu. - Dam Ci jakąś koszulkę i idź się umyć może co? 
- Yhym - skinęłam głową. Ten dał mi swoją ulubioną bluzkę. 
- Na pewno chcesz dać mi tą? - zdziwiłam się.
- Oczywiście, ulubiona bluzka dla ulubionej dziewczyny - uśmiechną się i pocałował mnie w czoło. 
- Nie słodź mi tu teraz - powiedziałam przyciszonym głosem. 
- Nie słodzę, prawdę mówię. - usłyszałam jak się zaśmiał cicho gdy byłam już prawie w łazience. 
   Spojrzałam się w lustro i jak zwykle przestraszyłam. Tusz rozmazany, oczy podpuchnięte, włosy w nieładzie. W sumie jakby spojrzeć we wstecz, to przy tamtych widokach to to jest normą. Zmyłam szybko czarne "coś" z mojej twarzy i weszłam pod prysznic. Puściłam zimną wodę i szybko umyłam włosy pięknie pachnącym szamponem mojego przyjaciela. Gdy już skończyłam, wytarłam się w ręcznik i poczułam jakby mi żołądek podchodził do gardła. Zwymiotowałam. Tylko, że... ja przecież nie miałam czym. Nic już od dłuższego czasu nie jadłam. No cóż jutro znów pójdę do lekarza i zrobię badania.  Ubrałam granatowy T-shirt z napisem " Keep Calm and Jedz Ciastka" i przeglądnęłam się ostatni tego wieczoru w lustrze. Wyszłam i szybko wskoczyłam pod kołdrę ponieważ było mi strasznie zimno. 
- Marzniesz - zauważył Maciej.
- T-tak ja-jakby - wyjąkałam. 
- Poczekaj pójdę po termometr, nie wyglądasz za dobrze. - jak powiedział tak zrobił a już po chwili był z małym, podłużnym, białym urządzeniem. Włożyłam go sobie pod pachę i czekałam na oznajmujące, że już wykonało swoje powołanie, "bip". Doczekałam się. Wyciągnęłam i podałam chłopakowi. 
- Wow - jękną - masz 40 stopni! Poczekaj pójdę po mamę. -  wybiegł z pokoju. 
- Boże, kochana - przybiegła, jak było można było zauważyć, zaspana mama Maćka. - pokaż no mi tutaj - wyrwała chłopakowi termometr i włożyła mi go dokładnie pod pachę, "Bip". - Idź po ojca - nakazała a tamten pobiegł. - Za chwilę będzie lepiej nie martw się. - powiedziała z widocznym wymuszonym uśmiechem. 
- Co się stało? - odezwał się niski głos. - O Sa, co jej jest? - zapytał niespokojnej kobiety.
- Nie wiem, dzwoń po lekarza - powiedziała.
- Ja - wychrypiałam - Ja miałam robione badania w Londynie.
- I co na nich wyszło? - dopytywała się.
- Nie wiem, nie zdążyłam ich odebrać. Zimno mi  - trzęsłam sie tak bardzo z zimna, straszne. 
- Już jedzie - powiedział wąsaty tata Maćka. 
- Chodźmy na dół na niego poczekać. - powiedziała kobieta i wyszli tylko chłopak został. Położył się koło mnie i przytulił bardzo mocno. 
- Maciek - powiedziałam - źle się czuję. Zwymiotuję. - pisnęłam a ten szybko wstał i wybiegł już po raz kolejny tym razem po miskę dla mnie. Gdy tylko przyniósł ją zwymiotowałam zapełniając jej dno. 
- Nie dobrze. - powiedział.
- Maciek, ja przepraszam, że musisz na to patrzeć - powiedziałam lekko chrypiąc. 
- To nie jest Twoja wina - odpowiedział i uśmiechną się niemrawo. 
    Zasnęłam. Obudziły mnie jakieś głosy.
- Tak zwymiotowała - rozpoznałam ten głos. 
- Masz to jeszcze czy wyrzuciłeś? - tego głosu już nie znałam. Chciałam, pragnęłam otworzyć oczy lecz nie mogłam. Były za ciężkie. 
- Mam, niech pan zobaczy panie doktorze.
- Widzisz to? To jest tasiemiec. To znaczy jaja tasiemca. - znów ten wkurwiający głos. 
- Boże. - wychrypiałam i straciłam przytomność. 
---------------------------------------------------
 Dzień dobry, 
I jak? Dla mnie ok lecz nie miałam pojęcia jak zakończyć by było ciekawiej. :/ / Olaa :* 
 zapraszam;3 - One Direction? Tak poproszę ;_;
  zapraszam do lajkowania;3 - 69 ? - Harry czuwa. 
  

   CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 




18 lutego 2013

Imagin dla Pameli :) +18

  Byłaś sama w domu. Walentynki. Twój chłopak, Niall, miał ważną próbę przed trasą koncertową. Miało go nie być aż do 01:00. Postanowiłaś zaparzyć sobie herbatę i udać się do waszej sypialni. 
Włączyłaś telewizor i przełączyłaś na TVN Style bo zaraz będzie leciał Twój ulubiony serial " Idealna Niania". Leżałaś popijając owocową ciemną ciecz. Zaczęło się. A tak zrobię jak będę miała własne dzieci - pomyślałaś. Gdy już sie skończyło poszłaś do łazienki by się wykąpać. Rozebrałaś się w rytm muzyki a następnie wygodnie ułożyłaś w waszej wielkiej marmurowej białej wannie. Usnęło ci się, a obudziłaś się dopiero wtedy gdy poczułaś kogoś palce na Twoim brzuchu.
- No wstawaj - powiedział. Z przerażenia otworzyłaś gwałtownie oczy. - Też chcę się wykąpać, wstawaj. 
- Nie chcę wychodzić - powiedziałaś z lekką chrypką w głosie.
- To chociaż doleję ciepłej wody byśmy nie zamarzli - powiedział odkręcając korek z czerwoną kreseczką na samej górze. W tym czasie rozbierał się również w rytm muzyki ( co było dziwne ). Zanurzył się powoli zakręcając lecącą gorącą wodę. Patrzyliście na siebie z pożądaniem wiedząc dokładnie czego chcecie. Zbliżyłaś się do niego i delikatnie pocałowałaś w usta. Wpierw się z nim bawiłaś w kotka i myszkę lecz później coraz bardziej się w to angażowaliście. Wasze rozgrzane do czerwoności usta i języki już nie wyrabiały. Powoli usiadłaś na kolegę Twojego chłopaka i woda zabarwiła się na kolor czerwony. Jęknęłaś z bólu, a Niall pogładził Cię po ramieniu oznajmiając Ci, że jest z Tobą. 
- Niall  - jęknęłaś gdy ten coraz energiczniej ruszał tobą w górę i w dół. Na podłodze było mnóstwo rozlanej wody. - Niall! - krzyknęłaś.
- Za chwilę dojdę [ t.i ]. - jęknął. I stało się, czuliście się doskonale wiedząc, że właśnie TO zrobiliście. Wyszliście z wanny wytarliście się i chłopak zaniósł Cię na  wasze wielkie łóżko. Ze zmęczenia od razu zasnęłaś.
--------------------------------------
Dla Pameli,
Boże nie wieżę, że to napisałam O: 
Po prostu nie wieżę O: 
Żenada wiem, ale cóż. 
Tak na przyszłość WIĘCEJ NIE PISZĘ IMAGINÓW + 18! Z rozdziałami może być troche ale na pewno nie tak szczegółowo jak to ( dla mnie to jest szczegółowo ). 
NIGDY WIĘCEJ, nawet mnie nie proście :D / Olaa :* 

FEJS :D

 Siema, siema, siema, siema. :D 
 Mam takie pytanie.... zalajkowałybyście  ? 69 ?- Harry czuwa. 
Jestem tam adminką od dzisiaj. Jest na razie 200 like ale myślę, że polajkujecie co? Byłabym wdzięczna <3  / Olaa :* 
Dla tych co polajkują < napiszcie w komie! SPRAWDZAM > napiszę imaginy ze specjalnym dedykiem i z kim będziecie chciały! < nie wiem czy ta zachęta coś da bo raczej imaginów cudownych nie piszę ale jest też opcja specjalnego rozdziału! :D > 

Dwadzieścia dwa.

 Sa.
    Szłam przez dłuższy czas po nieodśnieżonych chodnikach myśląc o co tak naprawdę chodzi w tym całym porwaniu. Czułam na sobie kogoś wzrok. Bałam się. Po 20 min drogi wreszcie doszłam do domu o brzoskwiniowym ciepłym kolorze. Weszłam przez metalową furtkę i schodami do góry do samych ciemnych drewnianych drzwi. Zapukałam i już po chwili otworzyła mi mama Maćka.
- Dobry wieczór - powiedziałam z grzeczności.
- Dobry wieczór kochanie - tak zawsze mówiła na mnie pani  Kasia. - Bardzo mi przykro z powodu twoich rodziców - dokończyła a po moich policzkach mimo wszystko spłynęła pojedyncza łza którą energicznie otarłam. 
- Zastałam Maćka? - spytałam a kobieta skinęła głową i wpuściła mnie do środka. Ściągnęłam buty, kurtkę, czapkę i skierowałam się na górę do jego pokoju. Zapukałam lecz nikt mi nie odpowiedział. Na pewno słucha muzyki - pomyślałam. Weszłam a tam zastałam chłopaka leżącego na łóżku bez koszulki ze słuchawkami na uszach.   Postanowiłam go zostawić w takim transie puki sam nie wstanie. Mijały minuty a ja nie mogłam znaleźć sobie miejsca, chodziłam pomiędzy drzwiami a oknem co parę minut zerkając na niego nerwowo. Wreszcie się usiadłam i schowałam głowę w jaśka leżącego na biurku. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam. 

Niall. 

 - Musicie uciekać! - wydarł się jakiś chłopak wpadający do naszego domu jak do swojego. 
- Kim jesteś? - powiedział spokojnie Liam. 
- Quinn, wiem gdzie jest Sa a teraz uciekajcie stąd! - znów się wydarł Quinn. Zaraz on wie gdzie jest Sa! 
- Gdzie ona jest!? - krzyknąłem.
- Nie mogę wam powiedzieć. Ale jest bezpieczna nie martwcie się - powiedział - a teraz uciekajcie! Zabiją was! Kiedy się skapną, że uciekła - zamyślił się - Uciekajcie, to moja wina gdym wtedy nie - powiedział zaciskając ręce w pięści. 
- Gdzie ona jest do cholery!? - wrzasnąłem równocześnie z Lou. 
- Ja nie mogę powiedzieć! To dla jej bezpieczeństwa! - powiedział rozluźniając palce. 
- Bezpieczna to ona będzie ze mną! Teraz  gadaj gdzie jest! - znów się wydarłem. 
- Proszę was uciekajcie! Jeśli tu przyjdą to będzie niezła rzeźnia! - powiedział i wręczył każdemu jakiś prostokątny papierek.
- Czekaj - powiedziała Karen i zamilkła czytając co tam jest napisane  - dobrze zrozumiałam? Mamy wrócić do naszych domów? Tam będziemy bezpieczni? - spytała podnosząc brwi do góry tak, że jej gładkie czoło pokryła cienka fala zmarszczek. 
- Musimy ją znaleźć - powiedział Li. 
- Nie możecie! Czego w do cholery nie rozumiecie w tym, że nie możecie się z nią skontaktować?! Ona nie może teraz być znaleziona - powiedział Quinn. Dopiero co się poznaliśmy a już go znielubiłem. - Jest bezpieczna, zaufajcie mi - dokończył pośpiesznie. 
- Kim ty w ogóle jesteś? - powiedziała niezwykle opanowana Karen. 
- Ja jestem - zmrużył oczy - chcecie poznać prawdę? - zapytał a wszyscy skinęli głowami. - Jestem synem tego co zlecił to porwanie. Ja sam... ja sam ją porwałem. Ale wcale nie chciałem! Wmówili mi, że to ona zabiła moją siostrę! - zaczął histeryzować. Nie wytrzymałem i przywaliłem mu najmocniej jak umiałem. 
- Niall! - wydarła się moja przyjaciółka - To nie jest jego wina, że wmówili mu głupotę! A co ty byś zrobił gdyby ktoś ci powiedział, że zabiłam Twojego bata?! No co?! Nie mów mi, że byś to przyjął spokojnie! - wydarła się na mnie. - Też bym chciała znaleźć Sa ale co poradzisz!? Może ona na prawdę jest bezpieczna!? 
- Karen  - przytuliłem roztrzęsioną dziewczynę która była bliska płaczu. 
- Proszę was uciekajcie. - powiedział. 
- Niall, Lou, Karen, Harry - powiedział Li - idźcie się pakować. - dokończył stanowczo.
- Liam! Przecież ty ją o mało co nie zgwałciłeś! A teraz zgrywasz nie wiem kogo?!  - wydarł się wreszcie przyglądający temu wszystkiemu Harry.
- Bo nie wiedziałem, że jest moją siostrą! - powiedział. Spojrzałem na niego wielkimi oczami. 
- Ale jak to siostrą? - powiedziałem.
- W ten dzień co urodziła mnie moja matka, nasza matka, matka Sa i moja, oddała mnie do adopcji. Jak się później dowiedziałem, oddała mnie dlatego, że chciała mieć dziewczynkę - powiedział ze łzami w oczach. 
- Liam - zaczęła Karen - my nie wiedzieliśmy - dokończyła spuszczając głowę, wciąż przytulałem ją do siebie. 
- Tak, więc możecie iść się już spakować? - spytał półszeptem. Wszyscy bez słowa opuścili przedpokój i grzecznie poszliśmy do swoich pokoi. Tylko... co ja mam zrobić z ubraniami Sa? Usiadłem na łóżku i złapałem jej bluzkę. Zaciągnąłem się tym zapachem a z moich oczu automatycznie poleciały łzy. Nie mogłem ich pohamować. Wszedłem do garderoby i wyciągnąłem moje wielkie niebieskie walizki. Zacząłem pakowanie, układałem wszystko dokładnie by jak najdłużej przebywać w tym pokoju jeszcze przesiąkniętym zapachem Sa. Okno wymieniliśmy jeszcze w tym samym dniu co było wybite lecz nikomu nie chciało sie sprzątać szkieł więc jeszcze tam leżały. Składałem właśnie ostatnią parę spodni a, że zostało mi jeszcze trochę miejsca w walizce to włożyłem jeszcze jedną noszoną przez Sa bluzkę. Schodziłem właśnie na dół po schodach i usłyszałem rozmowę Liama z Quinnem:
- Ale on się załamie Quinn - powiedział załamany Liam.
- Nie mogę nic więcej zrobić. Jeśli powiem wam gdzie ona jest, zabiją i was i ją. Przykro mi stary. 
- Nie mogę w to uwierzyć. Ale nic jej się nie stało tak? Nie ma wstrząśnięcia czy czegoś tam prawda? - zapytał zaniepokojonym głosem Li. 
- Był lekarz ale tylko założył jej bandaż na głowę to wszystko. Liam przykro mi, że tak to się wszystko potoczyło. Oni na prawdę powiedzieli mi, że to ona zabiła moją młodszą siostrę. - odezwał się Quinn. 
- Tak, wybacz idę się spakować.  - odrzekł Liam. Żeby nie było, że podsłuchiwałem, zapytałem Liama czy coś jest nie tak lecz on tylko pokręcił głową. 

Po 2 godzinach na lotnisku.  

 - No to do zobaczenia - powiedziałem do chłopaków. Uśmiechnąłem się niemrawo, odwróciłem sie na pięcie i ruszyłem w kierunku bramek .
- Niall! - usłyszałem krzyk Karen. Odwróciłem się a ta stała już bardzo blisko mnie, bardzo baaardzo blisko mnie. 
- Tak? - uśmiechnąłem się do niej po przyjacielsku. 
- Nie zapomnisz o mnie prawda? - spytała ze smutkiem w głosie. 
- Oczywiście, że nie głuptasie - przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło. 
- To dobrze - powiedziała. - Idź już bo Ci samolot ucieknie - uśmiechnęła się do mnie. 
   W samolocie myślałem nad tym gdzie teraz może się znajdować Sa. Bardzo za nią tęskniłem. Włączyłem sobie piosenkę i nuciłem pod nosem. 
I'm still alive but I'm barely breathing
Just prayed to a god that I don't believe in
Cause I got time while she got freedom
Cause when a heart breaks, no it don't break even

Wciąż żyję, ale ledwo oddycham
Po prostu modlę się do Boga w którego nie wierzę
Ponieważ gdy ja dostałem czas, ona dostała wolność
Ponieważ kiedy serce pęka, nie pęka równo) 


Her best days will be some of my worst
She finally met a man that's gonna put her first
While I'm wide awake she's no trouble sleeping
Cause when a heart breaks, no it don't break even
Even, no

(Jej najlepsze dni będą moimi najgorszymi
On ma nadzieje że go w końcu wysłucha i zobaczy że ją stawia na 1 miejscu
Podczas gdy ja jestem rozbudzony, ona nie ma problemów ze snem
Ponieważ kiedy serce pęka, nie pęka równo) 

What am I suppose to do when the best part of me was always you
What am I suppose to say when I'm all choked up and you're OK
I'm falling to pieces, yeah
I'm falling to pieces
( Co powinienem zrobić, skoro moją najlepszą częścią zawsze byłaś ty?
Co powinienem powiedzieć kiedy czuję, że nie mogę wydusić z siebie słowa, a z tobą wszystko w porządku?
Rozpadam się na kawałki
Rozpadam się na kawałki) 

---------------------------------------------
I jak? :) 
Możliwe, że dodam jeszcze 1 rozdział ale nic nie obiecuję! :) 
Dziękuję za 8 komentarzy pod 21 <3 / Olaa :*


CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 

15 lutego 2013

Dwadzieścia jeden.

 - Na prawdę? - powiedziałam a w oku pojawiły mi się łzy szczęścia. 
- Dzisiaj o 17 będziesz chciała do łazienki jasne? Wypuszczę Cię lecz nie pójdę za Tobą. Teraz poproszę o zmianę warty i pójdę dla ciebie po jakieś normalne ubrania. Jasne? - zapytał. 
- Dobrze. - wydusiłam z siebie. Chłopak wyciągnął białego Iphon'a z kieszeni i wybierał numer. 
- Halo? Poproszę o zmianę. - i się rozłączył. 
- Boję się - powiedziałam.
- Nie masz czego - i zrobił to czego się nie spodziewałam. Pocałował mnie a ja go odepchnęłam.
- Przepraszam - powiedział - zapędziłem się - powiedział zawstydzony. - San, na dole gdy już wyjdziesz z budynku będzie stać czarny Jeep, podobny do tego co nim przyjechałaś. - powiedział- Wsiądziesz do niego i dasz mu tą karteczkę.- wręczył mi biały papierek. - tylko pamiętaj - nie dokończył bo już inny przyszedł. 
- Za chwile wrócę -  powiedział Quinn szorstko a tamten skinął głową. Zapanowała głucha cisza. Patrzyłam ciągle w podłogę lecz i czasami na tego gościa. Z rozmyśleń wyrwał mnie jakiś dźwięk to był telefon tego gościa. Odebrał i pośpiesznie wyszedł zostawiając drzwi otwarte na oścież.  Zmiana planów Quinn - pomyślałam. Szybko wstałam i podeszłam do drzwi, wychyliłam głowę by sprawdzić czy nikogo nie ma- czysto. Wybiegłam już cała na korytarz w poszukiwaniu windy. Jest znalazłam, nawet otwarta była. Szybko nacisnęłam guzik z cyfrą "0" i winda ruszyła. Serce mi waliło jak oszalałe. Patrzyłam i modliłam się by wskaźnik który pokazuje na którym piętrze się znajduje nie stanął. Pokazywał kolejno ostatnie cyfry a na moim sercu zaczęło robić się coraz lżej i lżej. Wreszcie się otworzyła a za nimi stał Quinn. Gdybyście widzieli jego minę. Szybko zamrugał i pociągnął mnie za rękę. Skierowaliśmy się do drzwi lecz ja nie mogłam za szybko iść z powodu na kostkę. Doszliśmy do czarnego Jeep'a otworzył mi tylne drzwi i ustalił z kierowcą gdzie ma mnie zawieść. Ruszyliśmy. Przez całą drogę się  nie odzywałam. Gdy dojeżdżaliśmy do domu z którego mnie porwano przeżyłam szok! On na prawdę mnie odwozi do domu! Lecz to długo nie potrwało, ominęliśmy go. Zaczęłam płakać. 
- Tak będzie dla ciebie najlepiej, gdy oni się skapną, że uciekłaś zacznie się rzeźnia - powiedział. 
- Ale Niall - załkałam. 
- Nie martw się Quinn się wszystkim zajmie. - powiedział. 
- To nic nie zmieni! - krzyknęłam - możesz mi chociaż powiedzieć gdzie jedziemy?! 
- Na lotnisko, wracasz do Polski - powiedział. Zaraz do polski? i wszystkie wspomnienia wróciły. Mama. Nie mogłam opanować się i zaczęłam jeszcze gorzej płakać. Dojechaliśmy do lotniska lecz podjechaliśmy od drugiej strony tak, że byliśmy na pasie startowym prosto pod wielką maszyną. Wyszłam z samochodu i skierowałam się do samolotu tam dostałam chusteczki i poprowadzono mnie do pierwszej klasy. 

* po 2 godzinach lotu* 

  Na lotnisku znów czekał na mnie ten sam samochód lecz inny kierowca wsiadłam i zawiózł mnie pod mój dom. Pusty i cichy dom. Weszłam do środka i skierowałam się do kuchni. Pusto, na stole leżała koperta a w środku 20 tysięcy, karta kredytowa i kartka w której pisało: " Z przykrością informujemy lecz Twoi rodzice i siostra umarli na niewiadome zakażenie. Zostawiamy z powodu tego, że jesteś już pełnoletnia a w Testamencie Twojego ojca pisało iż mamy przypisać Ci dom i wszystkie oszczędności tak też zrobiliśmy. W kopercie znajduje się karta kredytowa Twojego taty na którą zostały przelane pieniądze z karty kredytowej Twojej mamy. Jeszcze raz składamy szczere kondolencje. Andrzej Brzozowski" . Po policzkach znów spłynęły mi łzy. Wzięłam kartę, pieniądze i poszłam do siebie do pokoju wciąż płacząc. Otwierając drzwi zauważyłam, że na moim łóżku również leży jakaś kartka a mianowicie- " San, nie wolno Ci się z nikim kontaktować. Jeśli teraz to czytasz to znaczy, że już nie żyję. W Polsce pomoże ci Maciek. Na karcie masz 300 tysięcy milionów. Postąp z nimi to co uważasz za najważniejsze. Qiunn" . Zaraz 300 tysięcy milionów?! Boże. Maciek co on ma z tym wspólnego?!  Podeszłam do szafy i wzięłam jakieś ubrania które tu zostawiłam. Została tutaj tylko moja koszula w której uwielbiałam chodzić po domu jakieś stare spodnie i buty. Wzięłam komplet i skierowałam się do łazienki. Tam szybko ubrałam umalowałam się a włosy puściłam luzem. Wyszłam i podeszłam jeszcze raz do szafy w celu wyszukania jakiejś kurtki, czapki i torby. Znalazłam , wzięłam i skierowałam się do wyjścia. Jednak przed wyjściem spakowałam do mojego plecaka najpotrzebniejsze rzeczy oczywiście telefonu nie miałam. Na dworze było już ciemno i padał mocno śnieg a ja nie miałam zamiaru sama siedzieć w tym tętniącymi bolesnymi wspomnieniami budynku. Poszłam w kierunku zachodnim. Prosto do domu Maćka. 
-----------------------------------------------------
Hej,
I jak? mi się wydaje, że znośnie :) Jutro idę na urodziny więc nie wiem czy ukaże się dalsza część. Za równe 4 dni i 1 miesiąc mam urodziny :) Dobijecie do tego czasu sporo komentarzy? :) Ja jakiekolwiek błędy bardzo przepraszam. / Olaa :*

+ zapraszam;3 - One Direction? Tak poproszę ;_; 
CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 

Dwadzieścia

    Masz jeszcze pare godzin. Może przeżyjesz. - takie słowa błądziły gdzieś w mojej głowie. Była godzina 15:01, zostało mało czasu. Z każdą sekundą mój strach nasilał się a teraz był tak potworny, że aż sparaliżowało mi rękę. Stałam koło okna i patrzyłam na tych wszystkich ludzi, nie świadomych tego, że kilkanaście pięter wyżej, może zginąć młoda dziewczyna. 
- San - tak nazywał mnie Quinn. 
- Nie odzywaj sie do mnie - powiedziałam szorstko nadal na niego nie patrząc. Posłuchał, wciąż stał przy drzwiach lecz czułam na sobie jego spojrzenie. - Macie jakieś warty? - spytałam.
- Jeśli tego będę chciał to może ktoś mnie zmienić. - odpowiedział.
- Nie chciej - powiedziałam. - zostań tutaj. Cisza. - Co by się stało jeślibyś pomógł mi stąd uciec?
- Zabito by mnie. By cie znaleźli i też zabili. San to nie ma sensu. - powiedział. 
- Możesz mi coś obiecać? - spytałam odwracając się do niego. 
- Zależy.
- Obiecaj mi, że już nigdy nie skrzywdzisz dziewczyny. Że zaraz po mojej - zawahałam się - śmierci, odpuścisz sobie i znajdziesz inną prace. Obiecujesz?
- Co to zmieni? - spytał zdezorientowany. 
- Będzie mniej statystyk w niebie a więcej na Ziemi. - odpowiedziałam. Ten skinął głową i spuścił ją na dół. Usadowiłam się na wielkim fotelu i analizowałam wszystko to co wiem.
- Quinn? - powiedziałam.
- Tak? 
- Ile już dziewczyn tak urządziłeś?
- Nie wiem 20?
- Żałujesz tego? - skinął głową - chcesz zrobić coś by nie ponieść kary od Boga? - znów skinięcie - pomóż mi uciec, wiem, że się boisz lecz nie lękaj się, ON -pokazałam na niebo - wybaczy Ci to, ale pomóż mi.
- San ja- zawahał się - nie chcę umierać.
- Nie chcesz umierać? A myślisz, że te inne dziewczyny chciały? Myślisz, że jak chce?! - krzyknęłam. 
- Ja - zaczął - pomyśle. -skończył. Wiele mi to nie dało lecz Quinn to dobry dzieciak. Nagle zrobiło mi się niedobrze. 
- Quinn ja zwymiotuje! - krzyknęłam a ten podszedł do mnie, wziął na ręce i wyniósł z pokoju prosto do pomieszczenia z drzwiami na których wisiała tabliczka z napisem "WC" . Zwymiotowałam, lecz nie jedzeniem, krwią. Podeszłam do lustra i tam zawirowało mi w głowie i upadłam. Pamiętam tylko, że miałam ciemno przed oczami.

*perspektywa Quinna*

    Stałem przed drzwiami gdy nagle usłyszałem huk. Wszedłem a tam San leżała na podłodze a z jej głowy tryskała krew. Złapałem na telefon i trzęsącymi pacami wybrałem kontakt jako "Tata" tak tata. To on był sprawcą całej tej afery. Jeden impuls, drugi, trzeci:
- Halo? - usłyszałem znajomy mi od urodzenia głos - Quinn co się stało?
- Ta dziewczyna, no co ja jej miałem pilnować - zacząłem panikować.
- Nie mów mi, że uciekła!? - usłyszałem krzyk. 
- Nie ale w łazience zasłabła a teraz się wykrwawia co ja mam zrobić?! - wrzasnąłem. 
- Już idziemy. - I bip, bip, bip. Nachyliłem się nad nią i złapałem za to miejsce skąd uchodziła krew. Mocno przycisnąłem i tak czekałem aż mój kochany tatuś ruszy dupe i tu przyjdzie. Usłyszałem dźwięk truchtu. Już tu idzie. W drzwiach ukazał sie jakiś facet w białym kitlu. Odepchnął mnie tak, że aż poleciałem w tył wprost w kałużę krwi. 
- Niech to szlag. - powiedziałem. 
- Jak chcesz to moge cie zmienić synu.
- Niee, nie chce - powiedziałem bo dobrze wiedziałem, co zrobią moi "koledzy" San. 
- I co z nią jest? - zapytałem się. 
- Ma lekkie wstrząśnięcie mózgu, straciła dużo krwi. - odpowiedział. 
- Da rade wstać do północy? - zapytał się mój ojciec.
- Raczej nie - odpowiedział doktor.
- Kurwa, nie no to chyba jakieś żarty! - odpowiedział rodziciel. - Masz pan wszystko zrobić by ta dziewczyna wstała i normalnie mówiła do północy albo nie znajdziesz już pan innej pracy niż sprzątaczka! - i wyszedł z wielkim hukiem. 
- Pomożesz mi - zapytał lekarz jakby nie przeją się groźbą. Przenieśliśmy San do pokoju, pan McDonnagan owinął dziewczynie głowę bandażem i wyszedł. Usiadłem się na sofie koło niej i schowałem twarz w moje ręce. 
- San, ocknij się - powiedziałem - San!
- Co? Ała moja głowa - powiedziała siadając. 
- Namyśliłem się - powiedziałem zdenerwowany i cały spięty - pomogę ci stąd uciec. 
--------------------------------------------------------------------
Heh, i jak? 
Mnie osobiście się wydaje, że to co teraz piszę to jest tylko taki "mostek" od nudnego stopniuje się do coraz lepszego ale to moje zdanie. Aktualnie znajduje się na "nudnym, że ja pierdole".
 + polecam blogi zachęcam do pisania "+ http://onedirectiontakpoprosze.blogspot.com/ " gdy będziecie pisać komentarze! 
+ Zapraszam na mój 2 blog One Direction? Tak poproszę ;_; 
 + Postaram się napisać jeszcze dzisiaj 2 rozdział ale nie obiecuję! ;_; / Olaa :* 

14 lutego 2013

Nowy blog.

 Cześć, chciałam was poinformować, że mam nowego bloga ( tak dodatkowo oczywiście tego doprowadzę do końca :) ). Opowiadać o będzie o.... a może sami zerkniecie? :) 
One Dierction? Tak poproszę ;_; prolog pojawi się dzisiaj (14.02.13) w godzinach porannych lub wieczornych bo idę z bratem do babci i bd tam do godziny 15 :). Rozdziały będę starała się pisać tak często jak na tym :) To do następnego, zapraszam. :) / Olaa :* 
A teraz miśki dobranoc :* 

13 lutego 2013

Dziewiętnaście

*perspektywa Niall'a* 
  
    Dzisiaj jest ten dzień, jeżeli do północy policja nie znajdzie lub nie oddamy im tej kasy co nie jest możliwe... już nigdy jej nie znajdziemy. Nie poczuję jej zapachu, już nigdy jej nie dotknę, nie pocieszę. Nie przegadamy już tylu nocy, nie będę już jej widywał codziennie przy śniadaniu, obiedzie i kolacji. To boli strasznie. Zżyliśmy się ze sobą. Ostatni dzień przed tym zdarzeniem... chciałem jej pokazać jak bardzo ją kocham. Ostatni dzień przed tym jak jej matka umarła, ostatni przed porwaniem. Złość na Paula już nic nie zrobi, można tylko czekać. Chłopaki dobijają się do mich drzwi, ja tylko odpowiadam, że chcę być sam. Ale im to nic nie daje przychodzą codziennie pukają, a ja chcę być sam. Wiem, że tym zachowaniem jeszcze gorzej  ich tym dobijam lecz ja też już nie mogę wytrzymać tego napięcia. Jest godzina 13:00, jeszcze jedenaście godzin do finału. Siedzę w szpitalnym holu czekając aż wypiszą Samantę, jej matka siedzi koło mnie, jest tak szczęśliwa, że jej córka została odnaleziona. Co chwilkę tylko mnie pociesza, że znajdą też Sa. Wieżę w to i chcę by tak się stało. Z sali wyszła Sam podeszła pierwsza do niej jej mama i zaczęła tulić do siebie płacząc i dziękując przy tym Bogu, że jest tu teraz z nami. Nie jest ważne, że ma postrzelone ramie, zagoi się. Przyszła kolej na mnie podszedłem do niej energiczniej i przytuliłem. 
- Cieszę się, że jesteś - powiedziałem a ta zaczęła płakać. 
- Niall, ona miała przestrzeloną kostkę - załkała. - chcą jej zrobić krzywdę. 
- Nie zrobią, wszystko będzie dobrze mamy jeszcze dziesięć i pół godziny. - chciałem i ją i siebie pocieszyć. 
- Dziękuję, że jesteś. Głodna jestem - popatrzyła mi w oczy, kiedyś w tym momencie gnalibyśmy co sił w nogach do jakiejś restauracji lub nawet budki z hot-dog'ami. Teraz powoli skierowaliśmy się do szatni po nasze kurtki i wyszliśmy ze szpitala. Przed budynkiem było mnóstwo paparazzi. Omijaliśmy tych natrętnych ludzi z wielką trudnością. Na końcu tej całej gromady stała malutka smutna dziewczynka ze łzami w oczach trzymająca kartę na której pisało: 
" Everything will be alright Niall xx ". (tł: Wszystko będzie dobrze Niall xx) Podszedłem do niej i mocno przytuliłem.
- Niall, wsystko będzie dobze - wysepleniła.
- Dziękuję - przytuliłem ją jeszcze raz - a gdzie jest Twoja mama? 
- O tam stoi - uśmiechnęła się - nie maltw się Niall znajdzies ją. Wieze w ciebie. - i pobiegła do czekającej już matki. Popatrzyłem jeszcze trochę i dogoniłem Sam i jej mamę które nerwowo odpowiadały na pytania reporterów.- Musimy już iść - i pociągnąłem Sam za rękę a ona swoją rodzicielkę. 
- Wiecie ja już pójdę, zajdę jeszcze do Zayna podziękować mu, że się angażuje w sprawę - uśmiechnąłem się niemrawo i odszedłem. 
Droga zajęła mi godzinę, do samego centrum więc jeszcze pół godziny. Nie patrzyłem wcale na drogi czy ludzi, patrzyłem bezcelowo na chodnik. Nagle usłyszałem głośne pukanie w szybę, rozejrzałem się lecz nic nie widziałem. 

*perspektywa Sa*

  Szedł chodnikiem a ja zaczęłam się wydzierać i pukać w szybę aż zaczęły boleć mnie kostki u rąk. Usłyszał pukanie, zaczęłam jeszcze głośniej krzyczeć jego imię aż wreszcie ten chłopak który tak na prawdę miał zaledwie dwadzieścia lat o imieniu Quinn zaczął na mnie krzyczeć. 
- Przestań! - wrzasnął i usadowił mnie z powrotem na fotelu a ja zaczęłam płakać. - to Ci nic nie da! Więc z łaski swojej ułatw mi to i przestań. 
- Co oni chcą ze mną zrobić?! - załkałam - i za co w ogóle?! Co ja zrobiłam?! - wrzasnęłam. 
- Oni chcą cię zabić za to jak załatwił nas menadżer tych lalusiów! - i dostał odemnie w twarz z liścia. 
- Za co to?! - krzyknął.
- Za lalusiów! Nie pozwalaj sobie - odpowiedziałam. Ucichł. 
    Jechaliśmy przez całe centrum aż do wysokiego wieżowca. Weszliśmy, to znaczy on wszedł trzymając mnie na rękach z wiadomego powodu. Na dworze było z -15 stopni i śniegu po kolana. Cud. No ale, wjechaliśmy na osiemdziesiąte piętro windą i skierowaliśmy do pokoju 230. Quinn zapukał i otworzył skrzypiące drzwi. Po środku bordowego pokoju z ciemną podłogą i odznaczającym się puchatym jasnym dywanem na którym stało wielkie czarne biurko przy którym siedział jakiś facet na wielkim obracanym krześle. Chłopak postawił mnie na nogi a siwiejący mężczyzna na czarnym fotelu pokazał ręką na sofe stojącą pod ścianą. 
- Witam - uśmiechnął się do mnie.
- Dzień dobry - odpowiedziałam cicho i spojrzałam się na Quinna stojącego koło drzwi patrzącego się na mnie jakby zobaczył ducha. 
- Więc posiedzisz sobie tutaj z nim - wskazał Qui - jeszcze z pare godzin aż do północy wtedy zobaczymy czy zobaczysz jeszcze słońce na niebie. - i wyszedł z pomieszczenia a ja znów zaczęłam płakać. Quinn jak to zobaczył spuścił głowę na dół i nie patrzył na mnie. Nie był złym chłopakiem, miał za miękkie serce. Z pozoru wydawał się ostry po tych mięśniach lecz gdy przyszli inni zdawał się peszyć. 
- Quinn - powiedziałam przez łzy - ty nie jesteś złym chłopakiem.
- Jestem- warknął.
- Nie prawda! Jesteś dobry! Pomogłeś mi z kostką, ocaliłeś przed gwałtem założę się, że inni by tego nie zrobili! Wykorzystaliby pierwszą lepszą chwilę by mnie zgwałcić! A ty?! Quinn - powiedziałam błagalnie - proszę cie pomóż mi, nie chcę umierać. 
- Ja nie jestem twardy!? - podszedł do mnie - chcesz gwałtu?! To proszę! - podszedł do mnie i zaczął całować wpierw w usta aż doszedł do biustu i niżej i niżej. 
- Quinn błagam przestań!!! - krzyczałam. 
- Czego ty dziewczyno chcesz!? - wrzasnął. 
- Przeżyć. - powiedziałam przerażona. 

---------------------------------------------------------------
Eh wiem, nudny jak zwykle. 
Nie wiem dlaczego ale wydaje mi się, że coraz bardziej nudne są te rozdziały a wam jak się wydaje? 

+ Baaardzo dziękuję za 7 komentarzy pod 18! *.* Dacie radę pod tym 8? Hehe, jeśli nie to znów zadowolę się 7 :) 

+ Polecam blogi! 

  1. 1d-my-life-opowiadanie.blogspot.com
  2. http://magdziaendmonika.blogspot.com/2013/02/zagubiona.html 
  + Dziękuję za tyle wyświetleń, oby tyle komentarzy w przyszłości :) 

11 lutego 2013

Osiemnaście

*Dokończenie dnia.*
 [...]
Nagle usłyszałam donośny dźwięk naciskanego spustu. Ci faceci co nas trzymali mieli jeszcze jedne pistolety i z nich zaczęli strzelać w policjantów. Próbowałam dosięgnąć Sam lecz nie udało mi się. Kostka paliła bardzo. Ten co mnie trzymał szedł tyłem mając ciągle uniesiony pistolet w górze. Długo tak szliśmy aż wreszcie zorientowałam się, że przy mnie nie ma Sam. Szukałam jej nerwowo wzrokiem lecz nigdzie moje oczy nie mogły jej znaleźć. Gdy byliśmy już może ze 100 m od mundurowych wziął mnie na ręce i zaczęliśmy biec. Dotarliśmy do wielkiego czarnego samochodu terenowego "Jeep" i zaczęłam płakać i łkać by mnie zostawił.  Ten jednak się nie przejął i posadził moje ciało na przednim fotelu a sam usiadł za kierownicą, odjechaliśmy z piskiem. Jadąc koło domu zauważyłam, że jacyś goście niosą zwłoki tej dziewczynki co mi "pomogła", zrobiło mi się bardzo smutno i zimno. 
- Stój - nakazałam tamtemu. - Stój jestem chora! Zwymiotuje Ci na chodniki! - od razu się zatrzymał przeklną pod nosem i pomógł skierować mi się do pobliskiego Toi Toi'a. Jak mówiłam- zwymiotowałam. Wyniki od lekarza. Nikt pewnie ich nie odebrał. Telefon, gdzie on jest?! Zaczęłam szperać po kieszeniach. Nigdzie go nie było, zgubiłam go. Moja ostatnia nadzieja. Zagubiona. 
- Te laska wyłazisz już?! - wrzasnął mój porywacz po drugiej stronie. 
- Zaraz. -  powiedziałam obojętnie. Wyprostowałam się poprawiłam włosy i wyszłam na świeże powietrze. 
- Jedziemy do miasta. - powiedział szorstko lecz i miło.
- Hę? - zdziwiłam się - chcesz żeby ludzie tak mnie zobaczyli?! No chyba Cie pogięło to chyba oczywiste, że zaraz się skapnął, że coś jest nie tak! Przecież dziewczyna umorusana z krwią na twarzy (krew jest Sam, roztrysła przy postrzeleniu)  mająca przestrzeloną kostkę i podarte ubrania - mówiłam tak szybko, że musiałam złapać oddech - to jest normalne z Twoim zdaniem?! - krzyknęłam a tamten się zmieszał. 
- No przecież, że nie - powiedział rozglądając się - wsiadaj znam miejsce gdzie wszystko załatwimy za pierwszym razem. Jak kazał tak zrobiłam. Ciągle płacząc z bólu myślałam nad planem. 

*30 min jechania*

Wreszcie podjechaliśmy pod jakąś willę z wybitymi oknami i otwartymi drzwiami na oścież. Podjechaliśmy bliżej i kazał mi wyjść. W ciszy kulałam za nim aż do przestronnej zdemolowanej sypialni z 4 parami drzwi. 
- Tam jest garderoba - powiedział siadając na wielkie łóżko. 
- A kostka? - załkałam. 
- Poczekaj, idź się ubrać idę czegoś poszukać. - powiedział przewracając oczami. 
- Dziękuję - odpowiedziałam cicho. 
- Dziękujesz? - zdziwił się stojąc w drzwiach. 
- Tak, pomimo tego, że mnie porwałeś i prawdopodobnie postrzeliłeś - wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze ze świstem - dziękuję Ci za to, że próbujesz mi pomóc z tą nogą. - dokończyłam. 
- Ja - zamyślił się - proszę - i już go nie było w drzwiach. 
   Podeszłam do 1 drzwi- łazienka, 2- męska garderoba, 3- nie chciały się otworzyć aż wreszcie 4 okazała się tą poszukiwaną. Wchodząc zatopiłam się we futrach i różnego rodzaju innych rzeczach. Szłam jeszcze chwilę aż doszłam do końca gdzie się okazało były jakieś normalne ubrania. Wybrałam normalny komplet lecz zamiast wysokich zimowych ciepłych szpilek na 20 cm obcasie wybrałam białe Conversy. Tak wolę marznąć niż się zabić na tych szpilach. Chociaż jest jeden problem, a mianowicie taki, że i tak przyda mi się jeden trampek. Wzięłam również ciepłą kurtkę która mi to chyba zrekompensuje i jedną ciepłą kolorową skarpetę na tę nogę gdzie nie będę mieć buta. Pożyczyłam też torbę na ramię. Chwila przeciskania się przez futra i znów widziałam  zdemolowaną sypialnię. Podreptałam do łazienki a w między czasie ten wielki koleś przyszedł i gestem ręki pokazał bym do niego podeszła. Jak chciał tak zrobiłam. Ściągnęłam spodnie żeby miał lepszy zasięg by oczyścić ranę wodą utlenioną, tamten gwałtownie poczerwieniał zresztą jak i ja. 
- Ała - syknęłam gdy lał tą oczyszczoną wodą czerniejącą już dziurkę u mojej lewej nogi. jeszcze tylko wytarł - jak zauważyłam - delikatnie ranę gazą i zawinął w bandaż. 
- Ale Ty nie wyciągasz tej kulki? - zdziwiłam się. 
- Już ją wyjąłem wyjąłem - powiedział z triumfem  przewracając czarną małą kuleczką w ręce. 
- Jeszcze raz Ci dziękuję a teraz pozwól, że pójdę do łazienki i się ubiorę i umyję. - uśmiechnęłam się blado. 
- Ale ja myślałem, że ty - zamyślił się - dobrze idź poczekam. 
     W łazience było cieplej niż w pokoju. Zaczęłam zdesperowana szukać jakiegoś telefonu czy broni. Znalazłam niestety rozładowany sprzęt telefoniczny ale i ostry nóż. Po ubraniu się i stwierdzeniu, że ciuchy są dla mnie o jeden rozmiar za duże schowałam nóż w sekretnej kieszonce w kurtce. Spojrzałam w lustro wyglądałam koszmarnie. Włosy lepiące się od brudu i krwi, policzki całe czarne od tuszu a oczy spuchnięte do rozmiarów przekraczających normę. 
- Już?! - krzyknął facet. 
- Musze włosy umyć! - odkrzyknęłam na co tylko usłyszałam potok przekleństw. Umyłam i wysuszyłam już długie kręcone włosy zmyłam zeschnięty tusz z moich polików i umalowałam się na nowo. Na sam koniec ubrałam na jedną nogę Conversa a na drugą jak się spodziewałam dwie grube skarpety. Wyszłam z łazienki trzymając kurtkę w której była moja jedyna szansa. 
- Zostajemy tu na noc - i w tym właśnie momencie serce na chwilę przestało mi bić. Wolałam siedzieć w ciemnej piwnicy związana niż spać pod jednym dachem z tym nieobliczalnym człowiekiem. 
- Jest tu jeszcze jakiś pokój? - zapytałam pośpiesznie.
- Poczekaj - odebrał telefon  - tak, dobrze. - i schował urządzenie do kieszeni. - weszło kilka innych facetów.
- Rozbieraj się - powiedział jeden. 
- Ale po co?! - krzyknęłam a w moich oczach zebrały się już słone łzy. 
- Ponoć masz jakiś nadajnik - powiedział spokojniej - musisz ściągnąć tylko majtki i stanik nic więcej - uśmiechną sie porozumiewawczo. 
- NIE! - wrzasną ten co był ze mną od początku. Był najmniejszy z nich wszystkich. - Mam ja dowieść do szefa jeszcze dzisiaj dzwonił do mnie! - krzyknął. 
- Zaraz zobaczymy czy to prawda - powiedział inny. Wyciągnął telefon, najwyraźniej szukał numeru. - Halo? Czy to prawda, że - no i tam mówił potem odpowiadał seriami " Ehe, aha, oczywiście, tak, dobrze". I po zakończonej rozmowie powiedział na ucho coś innemu.
 - Dobra tym razem Ci sie upiekło. Wyjdźcie. - powiedział a raczej nakazał inny "goryl". 
- Chodź - powiedział ten co mnie tu przywiózł. Przy przeciskaniu sie pare razy ktoś złapał mnie za tyłek na co zaczęły mi lecieć łzy z oczu. - nie płacz chodź. - nakazał. 

* Perspektywa Perrie*
  
     Jechałyśmy odebrać wyniki Sa. Jestem ciekawa co jej jest. Oprócz mnie i Karen wie o nich sama jedyna Sa. To przykre, że tak postąpiła lecz na jej miejscu zrobiłabym identycznie. Pan doktor przekazał nam bardzo złą wiadomość a mianowicie, Sa ma tasiemca złośliwego*. To znaczy, że wymiotuje nawet jeśli nic nie zje. Załamanie. Przecież ona umrze, jeśli czegoś nie zje to coś zje jej narządy wewnętrzne! Boże, dlaczego ona?! Jadąc do domu nie rozmawiałyśmy a gdy już podjechałyśmy pod garaż poszłam od razu   do swojego samochodu (bo przyjechałam tutaj swoim lecz do lekarza  jechałyśmy Karen) i skierowałam się do naszego mieszkania w centrum Londynu. Droga zajęła mi ok 20 min. Tak nie było korków. Gdy weszłam do domu zastałam Zayna stojącego przy oknie:
- Nadal jej nie znaleźli. - powiedział spokojnym lecz załamującym się głosem. 
- Zayn kochanie - podeszłam do niego - wszystko będzie dobrze - przytuliłam go do siebie. 
- Sam jest już w szpitalu lecz Sa nie mogą zaleźć. Jeśli nie znajdą jej do jutra to już jej nigdy nie znajdą. - powiedział smutno.  
- No właśnie, jeszcze jeden dzień - powiedziałam z nadzieją. Podeszłam do wieży stereo i włożyłam płytę trafiło na piosenkę Christiny Perri - A Thousand Years zaczęłam śpiewać:

Heart beats fast - Serce bije szybko
Colors and promises- Kolory i obietnice 
How to be brave - Jak być dzielnym? 
How can I love you when I'm afraid to fall - Jak mogę kochać kiedy boję się upadku 
But watching you stand alone - Ale patrząc na ciebie stojącego  samotnie 
Suddenly goes away somehow -  nagle jakoś znika. [...]

Po tej piosence każde z nas poszło do łazienek a potem spać czekając na nadchodzący pechowy dzień. 

------------------------------------------------------------
Siem siem xD 
Jak tam się podoba? Bo wiecie mi się wydaje, że nudny jak flaki z olejem. A wy jak sądzicie? ;) 

* Tasiemiec złośliwy- nie wiem dokładnie czy coś takiego istnieje lecz przyznaję się, sama wymyśliłam objawy. :) 

+ Możecie zadawać mi pytania na Ask'u http://ask.fm/czerepina :) / Olaa :* 




Siedemnaście

* perspektywa Nialla* 

- Niall to nie jest Twoja wina - pocieszała mnie Karen - tylko tego palanta! - wstała, zacisnęła ręce w pięści i spojrzała groźnie na Paula. 
- O nie wypraszam sobie! - odpowiedział na to facet. 
- Kurwa o czym ty teraz mówisz!? - krzyknął Lou - Dwie dziewczyny mają przez ciebie jutro umrzeć a ty jesteś wściekły o zwykłego " palanta"?! Zastanów się człowieku! - "powiedział"
- Dobrze skończyli już panowie? - zapytał zdezorientowany policjant.
- Tak. - odpowiedział stanowczo Lou i Paul równocześnie na co zmierzyli się wzrokiem. 
- Pan Paul Higgins? Raczej tak. - powiedział facet po 40-sce - Zapraszam pana na przesłuchanie - powiedział i zakuł go w kajdanki po czym wyszli z domu. 
- Niall dziecko - odezwała się wreszcie mama Sam - dobrze się czujesz? Jesteś blady, poczekaj przyniosę Ci wody. 
- Wszystko dobrze pójdę się położyć przejdzie mi - odpowiedziałem i poszedłem na górę. O dziwo Li poszedł za mną. Lecz ja już nie miałem siły do niego mówić. Otworzyłem drzwi i jak tylko wszedłem zakluczyłem za sobą. Rzuciłem się na łóżko i poczułem jak coś mokrego spływa mi po policzku. Wtem poczułem jakiś zapach bardzo znajomy zapach. Zapach Sa. Wtuliłem się w jej poduszkę i zasnąłem czując jakby leżała właśnie koło mnie. Tak bardzo za nią tęskniłem. 

* Perspektywa Sa * 

     Obudziły mnie kłótnie. Otworzyłam lekko jedną powiekę a za nią poszła druga. Drzwi od piwnicy były lekko uchylone a w domu usłyszeć można było jak już mówiłam kłótnie. Lecz się oddalały aż wreszcie nic nie słyszałam. Na buzi już nie miałam chustki, za co byłam wdzięczna bo bardzo śmierdziała. Spojrzałam na śpiącą Samantę która jeszcze spała. 
- Sam - zaczęłam ją szturchać - wstawaj Sam! - wciąż mówiłam przyciszonym głosem. 
- Co jest? - mruknęła lecz potem usiadła się jak naciągnięta struna. 
- Ciszej - skarciłam ją - dasz rade wyciągnąć mój telefon z kieszeni? - spytałam na co ta tylko skinęła głową i już sięgała do mojej kieszeni po urządzenie. 
- Wyślij sms'a do Nialla! - powiedziała Sam - Do Nialla on nam tylko może pomóc. - dopowiedziała. Ale ja miałam całkiem inny plan wysłałam sms do Lou: " Zostawili otwartą piwnicę. Lou podejrzewam, że jesteśmy gdzieś na północy od miasta! Błagam pomóż! " po tym dostałam potwierdzenie, że wysłano. Na wyświetlaczu pojawił się komunikat " Pozostało 15% baterii. Podłącz ładowarkę. "  Pokazałam to Sam na co jej zwilżyły się oczy. Poczułam wibracje- odpowiedź od Lou - pomyślałam. Nie myliłam się w odpowiedzi pisało: "Sa opisz jak najwięcej szczegółów. Gdy będziecie zmieniać miejsce- napisz. Jesteśmy na dobrej drodze. Niestety mamy dla Ciebie złą wiadomość lecz nie czas ani miejsce na to. Lou " ciekawe o co mu chodzi. 
- Sam spróbujmy wstać - powiedziałam. 
- Ale po co przecież tam może ktoś być! - odpowiedziała piskliwie dziewczyna. 
- Nikogo nie ma- zapewniłam ją - musimy spróbować na raz, dwa trzy - pierwsze podejście nieudane, miałyśmy bardzo zesztywniałe nogi lecz jak już mówiłam sznury były za grube.
- Spróbuj ściągnąć sznur z rąk - zachęciłam i sama zaczęłam wykonywać czynność. Po parunastu minutach miałam już oswobodzone ręce. Pomogłam też ściągnąć sznur z rąk Sam i zabrałyśmy się do ściągania z nóg lecz tam wystarczyło tylko poruszać chwilkę nogami i już było gotowe. Nogi miałyśmy jak ze skały i były okropnie ciężkie. Po paru minutach odzyskałyśmy częściowo czucie lecz teraz miałyśmy te uczucie jakby nam mrówki chodziły po nogach. Nie nawidze. 
- Dasz radę iść? - spytałam się Sam. 
- Ehe, raczej tak - odpowiedziała ze smutkiem. 
- Oj nie martw uwolnimy się. - uśmiechnęłam się, lub chociaż miałam zamiar się uśmiechnąć lecz nie wiem czy wyszło. Napisałam sms do Lou " Lou udało się, właśnie wychodzimy z piwnicy!". Byłam w tej chwili taka zachwycona, że zapomniałam o Sam która ledwo szła. W tej samej chwili doszłam do niej i pomogłam iść. 
- Dziękuję -  wysapała. Gdy wyszłyśmy i znajdowałyśmy się już na parterze szukałyśmy drzwi. Były otwarte. Wolno przekręciłam klamkę, usłyszałam chrzęst i je otworzyłam. Oblało nas światło słoneczne i przez chwilę nic nie widziałyśmy. Po drugiej stronie ulicy szła jakaś dziewczyna. 
- Ej czekaj! - zawołałam ją i ta się zatrzymała i patrzyła w naszą stronę. 
- Czekaj ja was znam! - krzyknęła i podbiegła szybko do nas. 
- Mogłabyś nam powiedzieć gdzie jesteśmy? - zapytałam. 
- Ja was znam, znam was! O Boże znam! - zaczęła piszczeć. 
- Proszę Cię powiedz nam gdzie jesteśmy! - lecz tamta była nieobecna bo jak zauważyłam kontem oka siedziała już na Facebooku i coś pisała a dokładniej : " Spotkałam właśnie Sarah i Samantę! No wiecie tą od One Direction! Podjar. <3 <3 <3 " i zaczęły się komentarze na co tej zrzedła mina. 
- Czekaj, coś tu nie gra - powiedziała. - Was porwano?! - krzyknęła. 
- Tak wiec powiesz wreszcie gdzie jesteśmy?! - krzyknęłam. 
- Ja, ja sama nie wiem trafiłam tutaj przez przypadek - no i fajnie. Chwyciłam za telefon lecz już nie miałam po co baterii starczy tylko na dwa kliknięcia. Ale przecież ta dziewczyna ma. 
- Pożyczysz mi telefon? - spytałam lecz nie czekałam na odpowiedź bo sama już go wzięłam. Dwa kliknięcia, dwa kliknięcia- takie słowa krążyły mi po głowie. Jest! Wbiłam szybko numer i już dzwoniłam do Lou. 
- Lou błagam pomóż! - krzyknęłam nie za głośno. 
- Sa?! Gdzie jesteście?! Jak by co to jesteś na głośno mówiącym i już namierza Cię policja! - również krzyknął. 
- Nie wiem nie ma tu domów jest pełno lasów. - odpowiedziałam. Usłyszałam tylko jak wymawiają jakieś nazwy lecz w tym samym momencie nadjeżdżał samochód ten sam którym mnie tu przywieziono. 
- Lou oni tu są! - krzyknęłam i zaczęłam uciekać razem z Sam i tą dziewczynką o długich kręconych włosach. Byłam cała zdyszana lecz Ci nie dawali za wygraną. Również biegli i jak mi się wydawało w ogóle nie byli zmęczeni. Pociągnęłam za rękę Sam lecz tamtej dziewczynki już nie zdążyłam ponieważ ją zastrzelono jakieś 90 m za nami. Nadal byłam połączona z Lou tak jak mi kazał.
- Lou my już nie możemy jesteśmy zmęczone błagam pomóż - powiedziałam sapiąc. 
- Dacie radę.  - to nie był głos ani Lou ani Harrego ani Zayna ani Nialla. Był to głos Li.
- Wieżę w to - teraz to był Niall. Boże jak ja to usłyszałam to dostałam takiego pędu, że Sam ledwo zdążyła nogami przebierać. I stało się najgorsze co mogło się stać. Samantę postrzelono w lewe ramię. 
- Ała! - krzyknęła lecz ja nadal nie przestawałam jej ciągnąć za sobą. - Sa ja już nie mogę! Proszę stój! Ała moje ramie! - jęczała. 
- Dasz radę już blisko zobacz tutaj jest z górki. - sapnęłam zdyszana i jeszcze mocniej chwyciłam ją za spoconą już rękę. - Błagam nie rób mi tego - załkałam. Po chwili zauważyłam, że u dołu góry coś miga dwa kolory- czerwony i niebieski. Policja. Momentalnie na mojej twarzy zagościł uśmiech i spojrzałam na również uśmiechniętą lecz mającą wciąż na twarzy grymas bólu. I stało się najgorsze co mogło się stać. Zostałam postrzelona w kostkę i się przewróciłam a ja pociągnęłam za sobą Sam i oby dwie leżałyśmy. Wreszcie Ci faceci co nas gonili złapali nas i przyłożyli nam pistolety do głów. Patrzyłam na stojącego dalej policjanta błagalnym wzrokiem lecz to nic nie dało.  Nagle usłyszałam donośny dźwięk naciskanego spustu. 

------------------------------------------------------------
Und? Wie es Ihnen gefällt?
Hahaa, uczyć sie niemieckiego! :D 
Wiem rozdział kiepski oraz przepraszam, że dodaję dopiero teraz lecz panna Natalia T. ciągle się mnie pytała na Ask'u i w ogóle nie miałam głowy do pisania! 
+ Pamiętajcie o tym, że możecie zareklamować u mnie swojego bloga! Przypominam jeszcze raz jak np:
" Ten rozdział był beznadziejny. (przykład)
+ http://moja-przygoda-z-onedirection.blogspot.com/. " 
Myślę, że wiecie mniej więcej o co mi chodzi :P 

+ Możecie zadawać mi pytania na moim Ask'u http://ask.fm/czerepina :D 

+Przepraszam, że nie przedstawiłam wam postaci Maćka: 
Jest o rok starszy od Sa (czyli ma 19 lat) wzrost 178 cm. Zabawny, lecz były chłopak Sa ( dowiecie sie później dlaczego były ). Ma piękne zielone oczy i jak widzicie na zdj jasną karnację.