23 kwietnia 2013

Trzydzieści sześć. - Ostatni.

 Okres dzieciństwa nie trwa do momentu narodzin
do chwili osiągnięcia pewnego wieku.
Nie jest tak, że dziecko dorasta i odkłada na bok swoje dziecięce sprawy.
Dzieciństwo to królestwo, w którym nikt nie umiera. 
Edna St. Vincent Millay (1892-1950), poetka amerykańska
***
 Siedząc na walizkach czekałam na moją ciocię. Co jak co ale tutaj w Irlandii jest całkiem ładnie. Chciałabym żeby już przyjechała... lotnisko znajduje się w Mullingar.... 
 Nie spodziewając się nagle z nieba zaczął padać deszczyk który przerodził się w ulewę. Bez ani chwili zastanowienia szybko wstałam i ciągnąc za sobą walizki weszłam znów do budynku.   Moje ubrania przemokły do suchej nitki, a włosy zapewne się skręciły na szczęście czapka zdołała wszystko zamaskować. Usłyszałam głośny klakson. Szczerze powiedziawszy to nie wiem nawet jak ta moja ciocia wygląda. Szybko wyciągnęłam zdjęcie które wręczyła mi moja babcia, to była ta kobieta. Piękne długie czarne włosy, szczupła. Na sobie miała ładny zestaw, szary sweterek w połączeniu z bluzką tego samego koloru z napisem "B L A C K" pięknie się prezentował, te buty- również niczego sobie. Nie była stara, wręcz przeciwnie, miała może z... 29lat? 
- Ty jesteś Sara? - zapytała z irlandzkim akcentem. To bardzo przypomina mi Nialla.... 
- Tak. - zaśmiałam się
- To chodź! Wszyscy już na ciebie czekają! 
- Wszyscy? To znaczy kto? - zdziwiłam się
- No zobaczysz. Twój wuj i kuzynowie. Jest również przyjaciel rodziny, chciał Cie zobaczyć ma na imię - nie usłyszałam ponieważ przejeżdżający samochód zaczął trąbić. Na pewno i tak nie znam tej osoby. Nie chcąc bardziej intrygować zapięłam pasy i podziwiając widoki wsłuchiwałam się w muzykę lecącą z radia. 

***
- Jesteśmy!
 Wchodząc do domu wyczułam znaczącą miłą atmosferę. Wszyscy się do siebie uśmiechali. Nigdzie nie było kłótni... Najmłodsi schowali się po kontach a dorośli przestali rozmawiać.
- Dzień dobry... - wydukałam nieśmiało
- Witami Cię droga Saro! - wykrzykną jakiś pan. Hola, hola... Wujek? 
- Dzień dobry... - powtórzyłam  pewniej. 
- Jesteś głodna? - zapytał znów ktoś. 
- Nie dzięku - i mój brzuch mnie wydał. Zaczął tak głośno burczeć, że myślałam, że jakiś traktor jeździ w tym pokoju. - a może jednak się skuszę - uśmiechnęłam się. Ściągnęłam buty i podeszłam do wolnego krzesła. Dania były przepyszne! Już mi się tutaj podoba. Serio? Dodał ironicznie głos w mojej głowie. 
 Wszyscy są tacy, tacy... fantastyczni? Zaczyna mi się tutaj na prawdę podobać. Z każdym się dogadałam, chcieli bym nauczyła ich polskiego... to coś niesamowitego. A wszystkie dzieci takie śliczne. Chłopcy mieli brązowe włosy oraz niebieskie oczy, a dziewczynki blond włosy i również niebieskie oczy, to ponoć u nich dziedziczne. I faktycznie każdy w tym pokoju miał niebieskie oczy. Usłyszałam ciche, ale nie na tyle ciche brzdąkanie gitary. Ktoś grał na gitarze. 
 Nie przejmując się tym zbytnio wróciłam do rozmawiania z Alice, moją kuzynką. Jest piękna. Niebieskie oczęta do tego długie blond kręcone włosy, a zestaw który miała ubrany jeszcze bardziej uwydatniał jej urodę. 
- Wiesz jaki jest ładny ten nasz "przyjaciel" rodziny? - zapytała albo raczej stwierdziła blondynka.
- Oj - zaśmiałam się. 
 Udając, że słucham co ona mówi zaczęłam patrzeć przez okno, na dworze było już ciemno. Samochody jeżdżące po mokrej ulicy, ludzie którzy uciekali przed deszczem. Mój wzrok przykuł jakiś człowiek... miał na sobie czarny długi skórzany płaszcz, stał pod latarnią. Nagle wszystkie światła w pokoju zgasły, dzieci które jeszcze nie spały zaczęły piszczeć. 
 Po moim ciele przeszły ciarki, a oczy zalała tafla łez. 

"Otarłam się o śmierć tyle razy, że dawno wyrobiłam normę przeciętnego śmiertelnika - do czegoś takiego jednak trudno się przyzwyczaić.
Nie mogłam przywyknąć do tego uczucia,
ale z drugiej strony,
być może,
zaczynałam oswajać się z myślą, 
że podobne sytuacje są w moim przypadku nieuniknione.
Chyba rzeczywiście przyciągałam je jak magnes.
Wymykałam się śmierci,
ale ta uparcie po mnie wracała.
I znowu wróciła. 
Do tej pory wszystko było proste.
Kiedy się bałam, 
próbowałam uciec.
Kiedy nienawidziłam,
próbowałam walczyć.
Moje reakcje nie były skomplikowane,
bo i zabójcy,
z którymi miałam do czynienia, 
podpadali tylko pod jedną kategorię
-
wszyscy bez wyjątku byli źli,
wszyscy byli moimi wrogami.
Fragment; "Przed Świtem - Prolog. Stephenie Meyer"
  
Siedziałam nieruchomo. Nie mogłam się ruszyć. 

 Strzał, pisk, jasność.

Będąc w szoku wstałam. Moja ciocia próbowała uspokoić najmłodszych. Postanowiłam pomóc, ponoć mam dobre podejście do dzieci. 

Dzień drugi w Irlandii.

- Sara idziesz już?! - wołała mnie z dołu Alice.
- Już idę, już idę. - powiedziałam.
 Pewnie jesteście ciekawi kto był tym przyjacielem rodziny? To Eric Sherman. 
 Od parudziesięciu minut szykuję się na imprezę. Myślę, że będzie dobrze. Idzie razem z Alice Eric'em i jakimś jeszcze gościem.

Niall.
- Niall no streszczaj się! Nawet Zayn jest już gotowy! - krzyczeli z dołu chłopaki. 
 Idziemy dzisiaj na imprezę. Fajnie, że wreszcie gdzieś wychodzimy razem, jako One Direction... 
- Dobra idę już! - wyszedłem z łazienki a Harry pociągną mnie za rękaw w kierunku drzwi. 
- Umiem chodzić! - krzyknąłem
- Ta, jak żółw. Nie obrażając żółwia. - prychną aktorsko Hazza po czym się zaśmiał.
Na imprezie.
 Jest super oczywiście bar z przekąskami należy tylko i wyłącznie do mnie! 
 Harry zapewne flirtuje z jakimiś dziewczynami, Zayn jak go ostatnio widziałem kierował się w stronę wyjścia nad którym pisało "pokój dla palaczy", Lou też zapewne tańczy, a Liam jak to Liam, nasz Daddy biega od jednego do drugiego pilnując by nie za bardzo się upili. 

Strzał, pisk, jasność.
 Zdezorientowany szukałem źródła huku lecz jedyne co zobaczyłem to Sarę.
Sara.
 Wiedziałam, że wreszcie mnie dopadną, to byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe. W drzwiach stanął jeden z tych gości... znałam go. A zaraz obok znajdował się Quinn. 
 Próbując zachować spokój (co mi się nie udawało) zaczęłam szukać Alice lecz niestety mój wzrok przykuła tylko jedna osoba, Niall. 
- Sara? - wypowiedział bezdźwięcznie. 
- Nie chce Cie znać. 
 Już wiem co muszę zrobić by mieć spokój. Skierowałam się w stronę schodów. Słyszałam głos Niall'era wołającego mnie po imieniu lecz... to nic nie da. 
 Wspinając się po krętych schodach, doszłam wreszcie do włazu dzielącego mnie od dachu. Otworzyłam go a świeże, zimne powietrze sprawiło, że zaczęłam dygotać. 

Podeszłam do krawędzi,
a Niall za mną.
Wiedziałam, że zrobi to samo co ja.

-Niall, to nie Ciebie chcą. Nie musisz tego robić. - wypowiedziałam
- Znów Cię widzę, prawdziwą nie na zdjęciu - złapał mnie za rękę - nie mam zamiaru żyć w świadomości, że Twoje serce już nie bije...
 Na dole zgromadziły się tłumy. Budynek miał może z 10 metrów? 
 Spojrzałam na Nialla. Zrobił to samo. Stanęliśmy jeszcze bliżej tak, że palce były już poza gruntem. 
- Niall, kocham Cię.
- Ja Ciebie też. 
Głuchy pisk ludzi, ciemność.


"Pozostało tylko "Love Forever pod ich zdjęciem..."
Fragment piosenki; "Love Forever" - Słoń" 

*** 

Jak zapewne się domyślacie, to ostatni rozdział :)

Bardzo dziękuję, że byliście ze mną!
Mam nadzieję, że będziecie jeszcze? 
To mój kolejny blog!
Mam wielką nadzieję, że się spodoba,
oraz,
będziecie tak samo komentować.
I oczywiście WSPIERAĆ mnie.
Podczas pisania tej historii nieraz miałam już dosyć,
chciałam go zostawić lecz "nie pozwoliliście" mi!
Dziękuję! 

Blog oficjalnie otworzyłam; 29.10.12 r.
Zakończyłam; 23.04.13 r. 
Łącznie; 6 miesięcy i 3 dni 
(nie martwicie się sama tego nie obliczyłam, pomogła mama xD)
To były na prawdę wspaniałe 6 miesięcy! 
Dziękuję! 

A wiecie jak on powstał? 
Pewnego dnia (był to poniedziałek)
byłam chora i mi sie nudziło. 
Oto i ten blog :D 

Napiszę pare informacji; 
W marcu skończyłam 13 lat!
Najlepiej w szkole idzie mi z przyrody!
W przyszłości mam zamiar być Biologiem Morskim!
Ale najpierw skończę podstawówkę! 
(CHYBA.)

Moje najlepsze przyjaciółki które inspirowały mnie 
w każdym rozdziale to; 
Zosia & Natalia. 

Koleżanki dzięki którym powstało to całe porwanie;
Marietta & Paulina.

Dziękuję Simon'owi Cowell'owi za to, że złączył chłopców
w Jeden Kierunek! 
One Direction! 
Oraz Harremu, że wymyślił tą nazwę!

Dziękuję również moim rodzicom (taaaak)
Za to, że codziennie nie pozwalali mi wchodzić na laptopa,
za wszystkie kary,
to wszystko mnie INSPIROWAŁO! 

Dziękuję także;
Ł.K!
M.L!
K.F!
S.O!
Wspaniali koledzy :)

A i mam prośbę! 
Trzymajcie za mnie kciuki ponieważ postanowiłam,
że zacznę biegać! 
To dla mnie ważne! 

DZIĘKUJĘ po raz któryś tam! :)

Bloga nie usunę. 
Będzie po prostu taki jaki jest. :) 

DZIĘ-KU-JĘ! 
xX.

20 kwietnia 2013

Trzydzieści pięć.

 Obudziłam się bardzo szybko ponieważ śnił mi się koszmar. Ludzie którym uciekłam, szukali mnie i znaleźli. To było potworne. Wstałam i od razu podeszłam do okna. Jasne słoneczko wychodziło zza chmur. Rozejrzałam się po okolicy, konie dumnie stąpały po zmarzniętej ziemi spowodowanej przymrozkiem minionej nocy. Rosa spływała po liściach, ludzie mozolnie otwierali okna. Również otworzyłam balkon. Nagle huk rozległ się głuchym echem po całej okolicy. Spojrzałam niepewnie przez okno. Czekaj co? Mogę przysięgnąć na Boga, że widziałam Quinna... Może mi się przewidziało? Nie zaprzątając sobie tym głowy wzięłam zestaw ubrań oraz kosmetyki [LINK] i skierowałam się do łazienki.   
 Wyszczotkowałam zęby i zeszłam pewnym krokiem na dół do kuchni gdzie babcia od samego rana przygotowywała mi ciasto na podróż, chociaż mówiłam jej by nie przejmowała się tym aż tak bardzo. 
- Dzień dobry babciu! Mmm, jak pachnie. - zaciągnęłam się zapachem wanilii oraz mięty. 
- Dzień dobry, dzień dobry. - powiedziała. 
- Gdzie dziadek? - zapytałam pośpiesznie. 
- Poszedł dać koniom wody. 
- Aaa. - mruknęłam i wyciągnęłam telefon który automatycznie gdy tylko go wyciągnęłam spadł mi na kafelkową podłogę rozbijając ekran na tuzin małych szkiełek. 
- Cholera! - wrzasnęłam
- Oj córuniu! Masz jeszcze czas, zdążyć nowy sobie kupić! - usłyszałam gdy sprzątałam roztłóczone szkło
- Ach tak... więc ja już pójdę. - westchnęłam

Wzięłam plecaczek spakowałam do niego pare niezbędnych rzeczy i tak jak mówiłam wyszłam z domu. Idąc na peron przemyślałam pare faktów;
- jadę do Irlandii
- zapewne go spotkam
- rozbiłam telefon
- (chyba) widziałam Quinna
A co jeśli mnie znaleźli? A co jeśli znów będę w ich niewoli? W ich szponach...

 Czas akcji; ok godz. 12;30
 Miejsce; Centrum Handlowe w Warszawie
 Osoby towarzyszące; brak
Wybrałam telefon lecz tym razem Iphone5;

Z racji togo, że nie miałam nikogo numeru na nic sie nie zdał. 
 Wracając pociągiem siedziałam w ciszy na jednych z podartych siedzeń przyglądając się ludziom. Mój wzrok przykuła jedna osoba która była ubrana cała na czarno. Może i jest to troche dziwne lecz nie mogłam odciągnąć od niego oczu. 
  
Pociąg staje nieznajomy wsiada.

 Popatrzyłam jeszcze chwilę w tamtym kierunku. Odwrócił się. To nie możliwe. A jednak. Quinn staną i się na mnie patrzył. 

Telefon wibrujący mi w kieszeni.
 Spojrzałam na ekran; Numer zastrzeżony. 
 Otworzyłam wiadomość; Sarah I'm sorry but I had to tell them where you are.
You are in danger.
In Ireland, your suffering will end.
(Sarah przepraszam ale musiałem im powiedzieć gdzie jesteś. 
Jesteś w niebezpieczeństwie. 
W Irlandii zakończą się twe męki.)

Co? Nic nie rozumiem... 

    Weszłam do swojego pokoju w celu przebrania się i spakowania ubrań... za 3 godz już mnie tu nie będzie...
*** 
Wiem, że krótki lecz historia sama się nie nauczy -.-
Nie przewiduję za szybko następnego rozdziału nic nie obiecuje ponieważ jakoś mi to nie wychodzi -.-. 
CZYTASZ? KOMENTUJ! ;3

16 kwietnia 2013

Ogłoszenie,blog,wygląd.

 No cześć :D
Wiem, że czekacie na nowy rozdział (który spróbuję napisać jutro po szkole) i bardzo przepraszam, że tak długo to trwa ale chrome mi sie rozwalił i przez jakiś czas nie miałam dostępu do neta ;c
Aktualnie jestem na Explorer'rze i jest za przeproszeniem hujowo ;c
--------------------------------------------------------------
ZAPRASZAM na bloga dziewczyny która na prawdę ma dar do pisania! (To dzięki niej mam ten szablon *.* )
Will presure each day...
 Wejdźcie! Przeczytajcie! Skomentujcie!
Dziękuję to bardzo dla mnie ważne :)

11 kwietnia 2013

~`Informacja :)

 Cześć :) 
Piszę do was w sprawie inf; 
Jest gotowy zwiastun :D 
Link gdyby ktoś nie mógł odtworzyć; [KLIK XD] 
Link do bloga; [KLIK XD], jest również zakładka u góry ;*
Dzięki! ;* 
 Łał! Dziękuję Wam za ponad 10 tyś wyświetleń! *.* 

6 kwietnia 2013

Trzydzieści cztery.

 Od czasu gdy pokłóciłem się z Greg'iem nie zjawił się kolejny raz. Lekarz poinformował mnie, że mogę iść zobaczyć się z mamą, więc wstałem i poszedłem do pokoju gdzie leżała moja rodzicielka. 
- Mamo?- powiedziałem załamującym się głosem. Nie spała.
- Synku! Jak dobrze Cię widzieć, a gdzie Greg? - prawie wykrzyknęła.
- Musiał coś załatwić, chociaż nie chciał... - gwałtownie spuściłem wzrok ku ziemi. Tak musiałem skłamać... Co miałbym powiedzieć jej prawdę? O nie. 
- A... to co tam słychać? - zapytała. Widać było, że jest bardzo ta operacją wykończona...
- A wszystko jest dobrze... - znów spojrzałem się na podłogę. Tak skłamałem! Nie mogłem przecież jej powiedzieć prawdy! Co niby
 miałbym jej powiedzieć? A wiesz w gazetach i w internecie piszą, że  RZEKOMO zdradziłem moją dziewczynę. Ale wszystko jest ok, nie przejmuj się... Nie, nie chcę jej teraz zamartwiać...
- Synku przecież widzę, że nic nie jest dobrze... - wypowiedziała te cztery ostatnie słowa z naciskiem. No dobra, nie umiem kłamać. Nigdy nie umiałem. 
- Wydaje Ci sie... - odrzekłem. W pokoju rozległa się muzyka z mojego telefonu. - Przepraszam, muszę odebrać. - Wyszedłem z pomieszczenia na hol. 
- Halo? - w słuchawce rozbrzmiewała jakaś piosenka.
- Niall? - usłyszałem głos szczęśliwego Harrego. 
- Co jest? 
- Przyjeżdżaj do domu! Mamy wspaniałą wiadomość! - krzykną do słuchawki. 
- Niall! Oni znów chcą z nami współpracować! - usłyszałem głos... Liama? 
- No dawaj do domu! A i jak tam Twoja mama? - zapytał już bardziej przejęty. 
- Z mamą wszystko dobrze, miała operację ale wszystko przebiegło pomyślnie... Za trzydzieści minut będę w domu. - powiedziałem i się rozłączyłem. 
  Wbiegłem do mamy w podskokach i oświadczyłem jej tą wspaniałą wiadomość. Oczywiście nie miała mi za złe, że już jadę. Nawet się ucieszyła, ponieważ chce jej się bardzo spać a nie chciała przy mnie bo; Czuję się wtedy jakbym Cię ignorowała- Jej słowa.    Pożegnałem się z nią i pewnym krokiem skierowałem do windy. Już po paru minutach znajdowałem się w moim samochodzie. 

Sa. 
(czas akcji; po rehabilitacji ok godz. 12:30, 
miejsce; Warszawa, centrum handlowe
osoby towarzyszące; Ola i Patryk) 

- No ej! A ta ładna? - zapytałam się już najwidoczniej wykończonej dziewczyny. Ola była bardzo ładną dziewczyną, ma ostry charakter ale osoba nie znająca jej może pomyśleć, że jest to wzorowa dziewczyna, tylko ze własnym stylem. 
- Tak, ta jest ładna - powiedziała od niechcenia. 
- Dobra to biore ją - powiedziałam pośpiesznie. 
- Ok, ja ide do Patryka. - kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam.
 Zapłaciłam ekspedientce i postanowiłam ich poszukać. Znalazłam parę przed wielkim bilbordem z napisem; "Tylko dzisiaj! Wesołe miasteczko! Zaraz za rogiem!". Najwyraźniej zauważyli mnie bo zaczęli szybkim krokiem iść w moją stronę. Oczy mieli dokładnie takie same jak szczeniaczek który coś bardzo chce. 
- Eee... Na serio? - zapytałam z niedowierzaniem. 
- No plosimyyy- powiedziała Ola.
- Eh, chodźmy wtedy... - powiedziałam. 
  Gdy tylko usłyszeli, że się zgodziłam zaczęli skakać i piszczeć ze szczęścia. Ja patrząc na to wszystko nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Strzeliłam Facepalm'a i chwyciłam ich gwałtownie za ręce w wyniku oboje wylądowali na czarnych kafelkach. 
- Au! - stęknęli jednocześnie. Widząc ich takich wściekłych nie wiedziałam czy płakać, czy się śmiać, czy stać i nadal patrzeć na to wszystko z niedowierzaniem, czy uciekać. Tyle pytań, ale i tak wybrałam opcję; stania i patrzenia się na to wszystko śmiejąc się z nich. Każdy kto przechodził koło nas, patrzył ze zdziwieniem kręcąc przy tym głowami. Zapewne myśleli sobie, że uciekliśmy z zoo. A tak. Uciekliśmy. 
 Pomogłam im wstać i skierowaliśmy się do wyjścia, oczywiście nie obyło się przed małą awanturą która i tak skończyła się głupawką. 
- Woow. - powiedziała Ola. - Ale tu super! Chodźmy na Rollercoastera! - krzyknęła. Jak chciała tak zrobiliśmy. Ja z Olką poczekałyśmy aż Patryk kupi bilety. Gdy wreszcie przyszedł wręczając nam kupony na dwa zjazdy, ruszyliśmy w jego kierunku. Zajęłam swoje miejsce. Przypadło, że ja miałam siedzieć sama, jednak ktoś jeszcze dosiadł się koło mnie. Gdy na niego się spojrzałam, okazało się, że jest to ten sam gościu co na peronie. Maciek.. 
- Siema - powiedział. 
- Czy ty mnie śledzisz?! - wykrzyknęłam na co para (czyt. Ola i Patryk) z przodu się odwróciła w naszą stronę. 
- No nie moja wina, że też tutaj jesteś! - wykrzykną
- Taa... jasne... - obojętnie zakończyłam ten dialog
 Maszyna ruszyła a ja chwyciłam się kurczowo metalowego drążka który wisiał przed nami. Tak mocno go trzymałam, że kostki u rąk całe pobielały. Wagonik był coraz wyżej i wyżej a ja zapewne robiłam się coraz bledsza i bledsza. W pewnym momencie Maciek coś powiedział. 
- Boisz się? - zadrwił
- Trochę... - zamyśliłam się. Dlaczego on musi być zawsze tam gdzie ja jestem?! Dlaczego musi być tutaj?! 
- To chodź, przytul się. - powiedział
- Spadaj! - w głowie mi się zakręciło, a cały świat przeleciał mi przed oczami. Nie słyszałam nic oprócz własnego krzyku, chociaż zapewne inni też wrzeszczeli. Z ponad pięćdziesięciu metrów zjeżdżaliśmy z ogromną prędkością. A jak nie wyhamujemy? A co jeśli wagonik się wykolei? A jeśli cała ta konstrukcja nagle runie z potwornym hukiem na ziemie? Pierwsza pętla, a co jeśli wypadniemy wszyscy jak w jakiejś grze? I głucha cisza, koniec. 
- Woow! Ja chce jeszcze raz! Jeszcze raz! - wrzeszczała mi i Patrykowi nad uchem Olka. 
- To może teraz na samolociki? - zapytał
- Takie dla małych dzieci? - zdziwiłyśmy się
- Hm, to może na... tamtego młota? - wskazał ręką na ogromną maszynę. Już miałam się zgodzić gdy tylko zauważyłam Maćka idącego w naszą stronę. 
- Wiecie, ja już muszę lecieć. Pociąg za chwilę mi ucieknie. - pożegnałam się szybko i uciekłam przez wielką bramę oddzielającą ponury i szary świat, od wesołego i kolorowego królestwa w którym każdy chciałby być...
 Na peronie musiałam czekać jeszcze dobrą godzinę ponieważ tak jak im powiedziałam, uciekł mi. 

Godzinę później 
(czas akcji; ok godz; 21;30
miejsce; 4km od centrum Wawy, pociąg
osoby towarzyszące; brak)

Jak to jest możliwe, że on jest zawsze tam gdzie ja? 
Nie zważając na zakaz palenia wyciągnęłam peta i odpaliłam. Niestety już po chwili przyszedł jakiś facet i kazał mi go zgasić. 
     Chcieć nie znaczy móc...
W domu przywitała mnie promienna twarz mojej babci i oczywiście dziadek grający ze sąsiadem w szachy. Im to się nigdy nie znudzi. 
- Wnusiu! - zawołała mnie babcia 
- Tak? 
- Choć no tu - zaśmiała się
- Coś się stało? - stanęłam w drzwiach w kuchni
- Postanowiliśmy z dziadkiem... że wyjdziesz na jakiś czas na wakacje. Do cioci i wójka Ross - uśmiechnęła się
- A-ale po co? - ugięły się  pode mną nogi
- Widzimy jaka jesteś zmęczona. Wiem, że zaprzyjaźniłaś się znów z tym Łukaszem ale... pomimo Twojego wieku uważamy, że to nie jest dobry chłopak dla ciebie. - dokończyła
- Ale babciu... dlaczego? Gdzie Oni mieszkają? Przecież ja ich nawet nie znam.. - zapytałam. Jej odpowiedź mnie zszokowała. Dlaczego akurat tam!? DLACZEGO?! Za jakie grzechy... 
 U siebie w pokoju wzięłam pidżamę i poszłam pod prysznic lecz nawet on mi nie pomógł. Weszłam z powrotem do pomieszczenia i włączyłam laptopa. Szybkim ruchem wpisałam miejscowość do której miałam jechać i tą w której mieszkał on. Przeżyłam zawał. Szybko go wyłączyłam i ze łzami w oczach zasnęłam...
  
 

Chcieć nie znaczy móc...
------
A więc tak... 
BARDZO PRZEPRASZAM, ŻE NIE DODAWAŁAM ROZDZIAŁÓW PRZEZ TYDZIEŃ. 
 Powody?
1) Kompletny brak czasu spowodowany testami -.-
2) Kara od mojego taty ponieważ na durnym e-dzienniku był błąd i niestety nadal jest -.-
3) Zanik pomysłu ;c

Chciałabym jeszcze dopisać iż następnego rozdziału nie przewiduję za szybko ;c 
Bardzo dziękuję za te 18 komentarzy pod tamtym rozdziałem i ponad 9 tyś wyświetleń *.* 
Kurde nawet nie wiecie jaka ja jestem szczęśliwa *.* 

Dacie radę pod tym tyle samo kom ? :) 

Ta historia się już kończy... jest gotowy zwiastun przygotowany przez Pamelę :) (linki do jej blogów podałam w "~`Informacje" :) sam zwiastun ukaże się niedługo :') ) 
DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO *.* 

23 marca 2013

Trzydzieści trzy.

 Sa.

Obudziłam się szybciej od tego głąba ubrałam i poszłam do domu by się ogarnąć. 
  <- [WŁĄCZ]
Niall. 

- Ej co się dzieje? - zapytał zaniepokojony Harry widząc moją twarz. 
- Zobacz - powiedziałem przesuwając ekran laptopa w jego stronę.
- Ale przecież ty w tamtym momencie byłeś już w samolocie przecież pisałeś jeszcze do mnie!  - odskoczył jak poparzony. 
- Ale co się dzieje? - zapytała Tay swoim piskliwym głosikiem. 
- A co Cie to interesuje? - warknąłem ze złością
- Mogę wam pomóc?! - krzyknęła a jej czerwone usta przyjęły formę literki "O".
- Nie nie pomożesz - chwyciłem za urządzenie i śpiesznym krokiem wyszedłem z jego pokoju kierując się na dół gdzie była reszta chłopaków.
- Liam, musisz mi pomóc - powiedziałem lecz w tym samym momencie poczułem wibracje w mojej prawej kieszeni u spodni.  Pospiesznie wyciągnąłem telefon. Na wyświetlaczu pojawił sie napis "Greg".
- Halo? - powiedziałem panicznie
- Niall przyjeżdżaj do szpitala! Nasza matka... umiera - powiedział zachrypniętym głosem. 
 Gdy tylko usłyszałem te słowa... zamarłem. Z rąk wysuną mi sie laptop roztrzaskując na kilka części a moje oczy pokrywała gruba tafla łez. 
- Niall! - trząsł mną Lou.
  Nic nie odpowiedziałem tylko pognałem na przedpokój. Ubrałem się szybko, zarzuciłem kaptur na głowę ponieważ padał deszcz i chwyciłem kluczyki od samochodu jednocześnie wybiegając z pomieszczenia. 
 
 Przemyślenia Niall'a. Jadąc samochodem.
Przecież każdy wie, że jestem bardzo... wrażliwy? Tak to dobre słowo. Dla mnie najważniejszymi kobietami w życiu są moja matka i Sa. Sarę już straciłem, jeżeli stracę i moją matkę. Nie będę miał już po co żyć. To jest okropne uczucie, być "porzuconym" przez dwie najważniejsze osoby w swoim życiu... 

 Szpital.
- Greg! - krzyknąłem gdy ujrzałem go siedzącego na brązowej drewnianej ławeczce. 
- Co z nią? - zapytałem ze łzami w oczach
- Bardzo źle, lekarze robią co mogę lecz dają jej niewielkie szanse... - odpowiedział przeciągając się, widać było u niego spuchnięte oczy od płaczu
- To nie może być prawda - powiedziałem opadając bezwładnie na ławkę chowając jednocześnie twarz w dłonie. Mój brat przysiadł się koło mnie. 
- Wiesz co sie dowiedziałem? - zagadnąłem
- Hm? - mrukną
- Że zdradziłem "moją" dziewczynę. - powiedziałem wracając do pozycji siedzącej - a wiesz co jest najgorsze? Że ona może w to uwierzyć. Wiesz co jest najlepsze (sarkazm)? Że ponoć to widziała. 
- Jak to zdradziłeś ją?! 
- Ja jej nie zdradziłem! O to chodzi, że na tych zdjęciach w internecie nie jestem ja! Ja byłem ubrany w białe Air Max'y, czarne spodnie i czerwoną bluzę a tamten gościu całkiem inaczej! 
- Nie za fajnie... 
- No tak jakoś nie za bardzo... - z moich oczu łzy lały się potokami

 Po dwóch godzinach.
Z sali wyszedł jakiś facet który miał poważną minę. 
- Coś już wiadomo doktorze? - zapytaliśmy jednocześnie. 
- Wy jesteście... - próbował rozgestykulować coś w powietrzu
- Jestem Niall Horan a to mój brat Greg, to nasza matka. - powiedziałem
- No więc tak, krwiak który miała wasza matka w mózgu był już "zaawansowany". Ciężko było się go pozbyć ale, udało się. - po tych słowach zacząłem płakać jak małe dziecko. Ulżyło mi i jak widziałem po minie Greg'a, też mu zrobiło się lżej na sercu. 
- Dziękujemy. - wydusiłem przez wielką gulę w gardle
- To mój obowiązek, a teraz przepraszam mam jeszcze parę innych obowiązków.  
 - Przepraszam - podbiegłem do niego
- Tak? 
- Czy mógłbym ją zobaczyć? - zapytałem
- Niestety, przez najbliższe dwa dni nikt prócz lekarzy i pielęgniarek nie będzie mógł tam wejść. Ona miała otwieraną czaszkę. Jest bardzo wielkie prawdopodobieństwo, że może dojść do zakażenia. Przykro mi. - i zamkną mi przed nosem drzwi. 
- Niall, nic tutaj po nas. - pocieszał mnie Greg klepiąc po ramieniu
- To sobie idź! - wydarłem się aż się zlękną - To jest nasza matka! Ona jest w szpitalu nie zostawię jej! - dokończyłem
- Jak chcesz, ja jadę. Cześć. - powiedział 
----
No i jest <3 
Za dwa rozdziały planuję coś...  
Ta historia niedługo się skończy... być może już za te dwa rozdziały...
Dziękuję za nominację lecz nie bawię się w takie coś ponieważ jest za dużo wspaniałych blogów. : ) 

CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 


21 marca 2013

Trzydzieści dwa.

WŁĄCZ [LINK]  Pewnym krokiem szłam schodami, gdy wreszcie doszłam do białych drewnianych drzwi, zawahałam się. Przecież ja... ja jeszcze kocham Niall'a... ale on mnie zdradził. Nie mam na co liczyć, stało się. Tyle, że.. 
- Wiem, że tam jesteś Sara! - krzykną Łukasz przerywając moje rozmyślenia. Szybko przekręciłam klamkę i już znajdowałam się w jego objęciach. Przytuliłam się mocno i spojrzałam mu w oczy. 
- Nie radzę sobie. - powiedziałam a z oczu poleciały mi łzy. 
- Mam na to odpowiedni lek, poczekaj - uśmiechną się i zszedł na dół. Wzięłam laptopa i weszłam na "Pudelka", nawet nie wiem czemu. Przeglądałam jak to Katarzyna Cichopek przeżywa swój trudny okres i...
- Że kurwa co?! - wykrzyknęłam
- Co jest? - zapytał Łukasz niosący wódkę i kieliszki. 
- Zobacz!  - pokazałam mu artykuł: 
 
 - Em... nieźle... - powiedział. 
- Cholera jasna! Nie mają o czym pisać naprawdę... - powiedziałam. 
- Trzymaj - podał mi kieliszek, lecz zamiast niego wzięłam całą butelkę. Wypiłam spory łyk i oddałam chłopakowi na wpół wypity płyn. 
- Łoh, dziewczyno nie szalej - powiedział i zaczął się śmiać. 
- Tia, co powiesz? - stanęłam przed nim 
- Że strasznie mnie pociągasz. - powiedział i mnie pocałował 
 - Ey! -mruknęłam  pomiędzy pocałunkami.
- Zwą mnie Łukasz - powiedział i się uśmiechną. 
- To co oglądamy jakiś film?  - zapytał.
- Pewnie, ja wybiorę a ty idź po jakiś trunek i koszulke bo w tej mi nie wygodnie. - odpowiedziałam
- Okey. 
 Wybierając film nie mogłam się zdecydować... który wybrać, który wybrać - takie słowa ciągle chodziły mi po głowie. 
- I co masz? - zapytał. 
- A mam, a ty masz?
- A mam - powiedział wręczając mi  T-shirt. 
- Dzięki, zaraz wrócę. - powiedziałam i udałam się do łazienki. 
 Przebrałam szybko bluzki.
- Ej moge ściągnąć spodnie? Strasznie ciepło tu masz... - powiedziałam
- Jasne, nie obrażę się jeśli ściągniesz i stanik.. - odpowiedział
- Chciałbyś!
- Chciałbym! - odpowiedział śmiejąc się
- To co włączyłeś? - zapytałam wychodząc z pomieszczenia a ten przeleciał mnie wzrokiem od głowy do stóp
- Już leci, hmm... "Koszmar z ulicy Wiązów", fajny masz gust - powiedział
- Wiem - położyłam się koło niego 
 Film ogółem był bardzo "ciekawy" pomijając, fakt, że Łukasz cały czas nadawał. Film się skończył a ja już miałam się zbierać do siebie gdy powiedział:
- A nie możesz u mnie zostać?
- To sie źle skończy - zachichotałam 
- Ojj, no proszę - powiedział całując mnie po karku.
- No ok, ale ty śpisz na podłodze! - zarządziłam 
- Ty wredoto jedna... dooobra... - powiedział i udał smutnego pieska.
- Ojoj jaki słodziak... i  tak śpisz na podłodze  - zaśmiałam się i podałam mu jedną kołdrę i poduszkę. 
- Dziękuję Ci moja wybawicielko - powiedział obrażonym głosem
- A proszę ci ja bardzo - odpowiedziałam wesoło
 Już prawie zasnęłam gdy poczułam jak koło mnie ugina się materac.
- Łukaszu Kośmiński! Na podłogę! - krzyknęłam lecz ten jakimś sposobem wsuną się pode mnie  tak, że leżałam na nim.
- A nie mówiłam, że źle to się skończy? 

- Głupoty gadasz - powiedział.
- No ja nie wiem. 
 Po około 30min zasnęłam. Niestety z tym idiotą w jednym łóżku. 
Niall.
 Siedze właśnie z Harrym i jego nową dziewczyną  w jego pokoju. 
Kurde ale ona wnerwia, nazywa się Taylor Swift, inaczej mówiąc "przybłęda" cały czas nadaje i nadaje... 
 Wszedłem na neta i otworzyłem jeden z portali plotkarskich, zamarłem. 
----------
Cześć : )
Em, nie wiem czy się skapnęliście ale oni nie są razem... *Łukasz i Sara*
Następny rozdział będzie poświęcony Niall'owi : ) *raczej...*
Dziękuję wszystkim, że czytacie to "coś".
Prosiłabym o komentarze... to bardzo motywuje... tym bardziej, że jest tutaj już ponad 7k wyświetleń *za co cholernie z całego serca dziękuję! ;* *, co muszę zrobić byście komentowali? :( 

CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 

20 marca 2013

Trzydzieści jeden.

 Obudziła mnie moja babcia mówiąc, że już czas by wstać ponieważ spóźnię się na pociąg i nie pojade na rehabilitację. No cóż posłusznie wstałam i pewnym krokiem podeszłam do drzwi balkonowych. Jednym sprawnym ruchem sprawiłam, że się otworzyły a spokojny wietrzyk opatulił mnie. Wyszłam na kremowe kafelki które od razu sprawiły iż przez całe moje ciało od stóp przeszedł przyjemny dreszcz. Rozejrzałam się i wbiłam wzrok w siwy stolik, a raczej w paczkę papierosów leżących na nim. Podeszłam bliżej złapałam ją łapczywie i trzymałam mocno jakby ktoś miałby mi ją zabrać. Wyciągnęłam zapalniczkę i papierosa a resztę schowałam do kieszeni w mojej piżamie. Odpaliłam go i wahając się włożyłam do ust zaciągając się dymem. Jako, że to mój pierwszy raz, zakrztusiłam się, zaczęłam gwałtowne kaszleć, lecz za drugim pociągnięciem było już lepiej. Spaliłam go do końca a  "dowody" wyrzuciłam przez barierkę. Wróciłam do środka i podeszłam do szafy by wziąć jakieś ubrania. [LINK] 
 Po ubraniu się wyszczotkowałam zęby spięłam włosy w luźnego koka, a paczkę z papierosami włożyłam do przedniej kieszeni kurtki. 
 Schodząc na dół słyszałam jak babcia z dziadkiem rozmawiają na mój temat, w sumie to tylko ten fragment: " Jeszcze dwa tygodnie temu była w telewizji, tydzień temu była z jakimś gwiazdorem, na szczęście wróciła w swoje rodzinne strony i co najważniejsze, odzyskała przyjaciela". Wpadłam jak burza do kuchni, ucałowałam bunię w policzek a z dziadkiem przybiłam piątkę. 
- Co chcesz na śniadanie? - zapytała się mnie. 
- A płatki, gdzie są? 
- Już ci robię usiądź się, ile chcesz?
- Mało, tak na dwie łyżki. - odpowiedziałam śmiejąc się. 
- Eh, proszę. - powiedziała podając mi miskę z mnóstwem brązowych kuleczek oblanych białym płynem w niebieskiej miseczce. Szybko zjadłam i pośpiesznie poszłam jeszcze po telefon i jakąś kasę. Cóż nie powiem narzekać nie mogłam na jej brak.  Wzięłam wszystko co było mi potrzebne poprawiłam makijaż i ruszyłam na pociąg.
 Stojąc na peronie czekałam na nadjeżdżający pojazd lokomocji.            Poczułam jak coś wibruje mi  w kieszeni więc sięgnęłam po niebieskie urządzenie i przeleciałam palcem by go odblokować. Na wyświetlaczu było napisane " Łukasz : ) ". Pośpiesznie odebrałam i usłyszałam zdyszany głos chłopaka. 
- Gdzie jesteś? - zapytał.
- Na peronie a co? 
- Nie nic, stęskniłem się. - odpowiedział.
- Oj, ja też, mogłabym dzisiaj do Ciebie wpaść? - zapytałam.
- No pewnie a o której?
- Nie wiem, zależy jak wrócę z rehabilitacji. - odpowiedziałam.
- No dobrze do do zobaczenia! - usłyszałam i już po chwili się rozłączyłam. Po pociągu ani śladu więc postanowiłam usiąść się i zapalić. Tak jak chciałam tak zrobiłam, rozglądając się ujrzałam bordową ławkę a na niej jakiegoś chłopaka. Podeszłam i usiadłam wyciągając szlugi. Odpaliłam jednego i zaciągając się odchyliłam głowę do tyłu patrząc krótko na niebo a zarazem wypuszczając dym.
 -Wiesz, że palenie szkodzi? - zapytał ten seksiasty chłopak.
- Wiesz, że to jest moja sprawa? - odpowiedziałam obojętnie pytaniem na pytanie. 
- Kiedyś byłaś inna. - odpowiedział i odszedł kawałek dalej. 
- To my się znamy? - zapytałam podnosząc brwi. 
- Chodziłem z Tobą do klasy, nie pamiętasz mnie? No tak kto by pamiętał chłopaka który nosił okulary i miał aparat na zęby. - odpowiedział nie patrząc wcale na mnie. 
- Poczekaj, Loading, Loading - odpowiedziałam brechtając. 
- Nie wysilaj się, Maciek jestem - podał mi dłoń.
- Skoro mnie znasz, to nie za dobrze. Cześć. - podniosłam się z miejsca omijając go i udałam się w kierunku pociągu który już przyjechał. 
- Miło było mi Cię znów zobaczyć. - krzykną i uśmiechną się miło. Odwróciłam się do niego i odkrzyknęłam:
- Nie wiem kim jesteś! Ale na pewno nie tym samym Maćkiem co w podstawówce! Za ładny jesteś. - odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech i weszłam do środka. 
 Po rehabilitacji miałam jeszcze 30min do pierwszego pociągu którym bym mogła wrócić do domu. Zadzwoniłam do Olki może jest gdzieś tutaj blisko. Wykręcając do niej numer zauważyłam Patryka obejmującego inną dziewczynę, szybko się rozłączyłam i zrobiłam im zdjęcie. Jak on może?! No cóż, nie moja spra.. a w sumie to chodzi o moją przyjaciółkę! Podeszłam szybkim krokiem i walnęłam mu z liścia. Jak się okazało pomyliłam chłopaków. To nie był Patryk. 
- O Boże, przepraszam, pomyliłam Cię z chłopakiem mojej przyjaciółki, Boże tak bardzo Cię przepraszam. - powiedziałam przerażona. 
- Auu, silna jesteś - powiedział. 
- Chyba trochę za... - spojrzałam na wyświetlacz telefonu który wskazywał godzinę niezachwycającą. - Cholera spóźnię się! Jeszcze raz Cię przepraszam! Cześć! - powiedziałam i odbiegłam. 
 Na szczęście zdążyłam i właśnie wracam, napisałam do Łukasza sms: "Już jadę...". Po paru sekundach dostałam odpowiedź: " Czekam, nie pukaj wejdź od razu, będę w moim pokoju. x". Na mojej twarzy zagościł uśmiech.
-------------------
Cześć : )
W następnym rozdziale planuję.. albo sami przeczytacie : ) 
Zdecydowałam jednak, że trochę jeszcze pociągnę tą historię lecz mam już pomysł na nową : ). 
Blog; One Direction? Tak poproszę ;_; - jest tymczasowo ZAWIESZONY! 

CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 

18 marca 2013

Trzydzieści.

 Niall.

  Eh, musieliśmy lecieć do Warszawy. Samolot był "uszkodzony" jak mnie poinformowała stewardessa. Jestem właśnie w Mc'donald's i jem, no tak a co innego mogę robić... *śmiech i westchnienie*. Cały czas jakieś fanki podchodzą i proszą o autografy, heh odzwyczaiłem się. 

 Sa.
 - Kto?! - krzyknęłam.
- Niall! Chodź! - chwyciła mnie za nadgarstek i wyciągnęła z przymierzalni. Moja adrenalina podniosła się do granic możliwości a  oczy wypełniły łzami. Czy to możliwe? 

  Rozglądałam się wszędzie gdy wreszcie zauważyłam minę Oli. Czy ona ma łzy w oczach? Podążyłam za jej wzrokiem i wiecie co widziałam? Całującego się Nialla z jakąś dziewczyną!
  Jak on mógł?! Przecież... 
  

 Wkurzona a raczej wkurwiona wybiegłam z centrum. Usłyszałam za sobą tylko krzyki Łukasza, że mam się zatrzymać. Po moim trupie. Biegłam przed siebie aż wreszcie wybiegłam z parku wtedy się zatrzymałam. Na ulicy, bardzo ruchliwej ulicy. I stanęłam, aż poczułam gdy ktoś mnie chwyta w talii i zwala z nóg powodując tym, że znalazłam się kawałek od ulicy. Wiecie kto to był? Łukasz. A wiecie co jest najdziwniejsze? Że go pocałowałam. 

- Co jest? - zapytał się mnie wreszcie zdyszany chłopak. 
- Niall, on mnie zdradził. Koniec z tym. - wygrzebałam ze łzami w oczach i ze złością  mały prostokątny papierek z jego adresem. Chwyciłam z kieszeni zapalniczkę i go spaliłam. Nie mam zamiaru być mu wierna skoro on tuż po tym gdy zostaliśmy rozdzieleni, zabawia się z inną. O nie. Czekałam aż ostatnia iskierka zgaśnie i przeniosłam oczy na przyglądającemu się Łukaszowi. 
- Sa coś Ci jest? - zapytał. 
- Po prostu zasmakowałam "wolności" nie muszę już się martwić o to czy spotkam jeszcze "go" czy nie. Nawet nie wiesz jakie to dziwne uczucie. - odpowiedziałam cicho. 
- Czyli, że Ty już nie jesteś małą zagubioną Sarą która zawsze dobrze się uczyła, była posłuszna rodzicom, rzadko przeklinała i ubierała się stosownie? - zapytał. 
- Kurwa zdecydowanie nie. - powiedziałam i znów go pocałowałam. 
 Po chwili dostałam sms: "Gdzie do cholery jesteście?! Martwie sie! Odpisz!- Ola" .
- O martwią się - zaśmiał się Łukasz.
- Tak co odpisać? - zapytałam. 
- Niech czekają w parku, a i za 15 min mamy pociąg. - zgasił wyświetlacz.
- Dobrze, zdążymy. - zaśmiałam się. 
Wracaliśmy chwiejnym krokiem. W parku pożegnaliśmy sie z Olą oraz Patrykiem i skierowaliśmy się na pociąg. W domu u dziadków wykąpałam się i poszłam spać. 

Następny dzień. 

Wstałam rano i od razu skierowałam się do łazienki. Tam przeczesałam palcami moje półdługie kręcone włosy i umyłam twarz oraz wyszczotkowałam zęby. Wyszłam z pomieszczenia kierując się do szafy. Moje nowe ubrania tak jak je kupiłam w torbach, wcisnęłam do mebla. Wyciągałam je powoli myśląc co mogłabym ubrać. W końcu znalazłam komplet idealny, składał się on z: ciemnych spodni jeansowych "rurek", niebieskiej zwiewnej koszuli, czarnych conversów w białe gwiazdki i katany z kapturem. [LINK] 
 *około południa* 
- Łukasz przestań! Prze-stań!- krzyczałam ile sił w głosie. 
- To oddaj tego pilota! - śmiał się. 
 Nie łapiecie co robię? Jestem u Łukasza w domu który mnie gilgocze ponieważ leci jakiś mecz a ja mam pilota, męczymy się tak już z 10 min. 
- Dobra to idźmy na kompromis! - wykrzykną i przestał.
- Jaki?- wycierałam łzy spływające po mym policzku. 
- Pobawię się w profesjonalnego fotografa co? - podniósł brwi i pokazał szereg białych ząbków. 
- No dobra ale czego będziesz robił zdjęcia? - zapytałam z ironią w głosie. 
- No przecież będziesz moją modelką czyż nie? - zaczął znów łaskotać. 
- No dobra, dobra. - wysapałam
- No to co, chodźmy do piwnicy - powiedział
- Ale ja muszę iść po jakieś inne ubrania. Wiesz to mus być profesjonalna sesja - zaśmiałam się. 
- No to ok, jak przyjdziesz to zejdź do piwnicy. - powiedział tajemniczo, wypięłam mu język i zniknęłam z jego pola widzenia. 
Po przyjściu.
- Jestem! - krzyknęłam.
- Dobra chodź! 
  Zeszłam do ciemnej piwnicy w której znajdowało się jego studio. Na prawdę miał tam swoje własne studio, jak profesjonalista. 
 Po paru zdjęciach postanowił na coś innego. Gdy skończyliśmy zgrał wszystkie zdjęcia na laptopa i je oglądaliśmy tutaj kilka: 

 Lecz mi i tak spodobało się tylko jedno:
Po spędzonym wspaniale dniu ok godziny 23:00 poszłam do domu.
Umyłam się i poszłam spać. 
-----------------
Cześć : )
Chciałam was poinformować, że:
1) To jest przełomowy rozdział 30 : ) 
2) Wygląd bloga się jeszcze zmieni.
3) To jeden z ostatnich rozdziałów.
4) DZIĘKUJĘ WAM ZA TE 8 KOMENTARZY! *.* 
5) DZIĘKUJĘ ZA 6, 768 WYŚWIETLEŃ! *.* 

CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 


16 marca 2013

Dwadzieścia dziewięć.

  Na rehabilitacji było za nudno, jeśli tak dalej pójdzie to nie wytrzymam. Normalnie jutro nie ide mam na to wylane... Ale wracając do rzeczywistości, Olka nawijała cały czas z Łukaszem*, a ja nie miałam najmniejszego zamiaru tego słuchać. Temat? Jej chłopak. Oczywiście musieliśmy jeszcze po niego iść, ponieważ wcale nie wie, że Ola przyjechała do niego. 
 Dlaczego tak to musi być, że rozdzielono mnie i Nialla a nie jakąś inną parę? Oczywiście nikomu tego nie życzę ale... to boli, tak bardzo boli... Codziennie rozmyślam nad tym czy mogłoby się to inaczej potoczyć, czy wtedy gdybym zeszła na dół, zmieniłoby to coś? Gdybym wtedy nie była w tym pokoju, zmieniłoby to coś? Gdybym pojechała z powrotem do Polski, zmieniłoby to coś? Gdybym się nie pokłóciła wtedy z Li, zmieniłoby to coś? Tysiące pytań, a jedna z resztą bezsensowna odpowiedź; nie wiem. To boli jeszcze gorzej z dnia na dzień. Gdy słońce wschodzi, mam nadzieję, że ten dzień będzie inny, gdy zachodzi, tracę ją. Nie wiem dlaczego ale mam takie wrażenie, że wszyscy próbują wybić mi go z głowy, nie uda im się to. Już tylko te pare dni i znów poczuję zapach jego perfum. Znów poczuję równomierne bicie jego serca, znów poczuję, że mam cały mój świat koło siebie. 
 Właśnie dochodzimy do nowej części Warszawy. Tuż za rogiem mieszka Patryk*. 
- ... no i właśnie tak to było, słuchacie mnie?! - wykrzyknęła moja koleżanka na całą ulice więc każdy przechodzień się na nas spojrzał.
- Mogłabyś się nie drzeć? - zapytałam a ta założyła ręce na klatkę piersiową i skwasiła minę. 
- Oh, przepraszam. - przytuliłam ją. 
- Eh, nic się nie stało... a w sumie stało! - i znów zaczęła trajkotać. Ja nie wiem jej rodzice z nią wytrzymywali. 
- Ej, czasem nie tutaj mieszka ten Twój "men" ? - wy gestykulowałam w powietrzu kocie łapki. 
- A no tak - puknęła się w czoło.
- Fajnie to ja wiem gdzie on mieszka a ty nie.... - powiedziałam z lekkim rozbawieniem. 
- No nie przesadzaj.  - umilkłam, właśnie wchodziłyśmy do klatki gdy usłyszeliśmy głośne... stękania? 
- Emm.... co to? - zapytał się Łukasz. 
- Nie wiem, dochodzi z drzwi mojego chłopaka! - powiedziała roztrzęsiona. Gdy weszliśmy do mieszkania, stęki ucichły. 
- Patryk? - zapytała Aleksandra. Z pokoju na w prost wydobył się głośny huk. - PATRYK?! - krzyknęła. Wpadła do zielonkawego pomieszczenia dosłownie jak burza. Taka z piorunami, trafiającymi we wszystko. 
- Patryk przestań. - dopiero teraz uświadomiłam, że dziewczyna się śmieje. Nie wchodząc razem z Łukaszem czekaliśmy na nich w przedpokoju. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. 
- Em, to my poczekamy na dole! - krzyknęłam i złapałam chłopaka za nadgarstek. 
 - O patrz! - wskazał nie wiadomo co.
- Co? - zapytałam i podeszłam do niego by sprawdzić co pokazuje. Gdy tylko podeszłam na dosyć bliską odległość, złapał mnie w tali i zaczął okręcać wokół własnej osi. Przysięgam, jeszcze sekunda i zwymiotuję. 
- Dość, dość, dość! - krzyknęłam. 
- Oj, nawet nie wiesz jak za Tobą tęskniłem mała. - pocałował mnie w czoło. 
- A wiesz co?
- Co? - zdziwił się.
- Ja za Tobą nie- odeszłam od niego chwiejnym krokiem. Gdy się odwróciłam miał minę mniej więcej taką:
- Żartowałam! - pobiegłam do niego i przytuliłam najmocniej jak potrafiłam.  
 Zaraz po tym na dół zeszli zakochańce, zapoznałam się z Patrykiem i ruszyliśmy żwawym krokiem do centrum. Tam oczywiście nie mogłam się powstrzymać. Chłopaki nosili nasze nowo zakupione ubrania ( a było ich na prawdę duuuuuuużo). Poszliśmy do McDonald's, chłopaki wzięli sobie kubełek a my zestaw Happy Meal. 
- No to jak koniec już?! - zapytał wreszcie Patryk. 
- To dopiero początek - zaśmiałyśmy się.
- Patrz! - wskazała Ola na wywieszoną wieeelką kartkę z napisem:


 - Musimy tam iść! - pociągnęła mnie za rękę. 
5min później.
- No to jak? Podoba Ci się jakaś bluzka?! - zaczęła się niecierpliwić Ola. 
- No hm... ta z tym czymś... - pokazałam na granatową bluzkę z czerwonym sercem.
- To coś to jest serce. - powiedziała ironicznie już wkurzona dziewczyna. 
- Ta.. ide przymierzyć. - puściłam jej oczko a ta tylko wypięła mi język. 
   W przymierzalni wcale nie przymierzałam jej tylko stanęłam przed lustrem. Patrzyłam na siebie gdy do pomieszczenia wpadła zdyszana Olka.
- Co jest?
- On jest tutaj! - krzyknęła.
----------------------------------
Jeeeeeeeeeeej :D 
Napisałam! Hah, połowę miałam już wczoraj ale ok... 
Mam żałobę ;C Glonojad mi zdechł :( 

CZYTASZ? KOMENTUJ! :3 

12 marca 2013

Dwadzieścia osiem.

 Sa.

    Jestem już u dziadków. Jak zwykle babcia na przywitanie musiała zacząć mi słodzić; "och jaka ty już duża i piękna" ale też; "za chuda jesteś... zmienimy to". Eh ta babcina troska... no cóż. Powędrowałam do "swojego" pokoju, chociaż nie był on do końca mój ponieważ kiedyś należał do mojej matki... na samo wspomnienie moje oczy przysłania przezroczysta słona ciecz. No cóż... jest godzina 23:22 więc pora już iść spać.

SEN:
- No to jak? Podoba Ci się jakaś bluzka?! - zaczęła się niecierpliwić Ola. 
- No hm... ta z tym czymś... - pokazałam na granatową bluzkę z czerwonym sercem.
- To coś to jest serce. - powiedziała ironicznie już wkurzona dziewczyna. 
- Ta.. ide przymierzyć. - puściłam jej oczko a ta tylko wypięła mi język. 
   W przymierzalni wcale nie przymierzałam jej tylko stanęłam przed lustrem. Patrzyłam na siebie gdy do pomieszczenia wpadła zdyszana Olka.
- Co jest?
- Niall, Niall tu jest - wysapała. 
   Obudziłam się gwałtownie. Czy mi się na prawdę to śniło? Może to coś znaczy? A może tylko zwykły sen... 

Niall.

    Siedziałem sztywny jak struna aż do pomieszczenia wpadł jak błyskawica jakiś chłopak. Zaczął rozmawiać o nie wiem czym z tą kobietą, po wyglądzie można stwierdzić, że to jego matka a on jest synem... 
- Niall - zwrócił się do mnie.
- I don't speak Polish - (Nie umiem polskiego) powiedziałem zrezygnowany. 
- Ok, I know English - (Ok, znam angielski)  zaśmiał się. 
- Ok, wiesz może gdzie jest Sa?* - zapytałem.
- Nie, nie wiem, przykro mi. - powiedział a ja zrobiłem się smutny. 
- No ale jak to nie wiesz?
- Ona już tutaj nie mieszka bardzo długo. Od czasu gdy wyjechała nie miałem z nią żadnego kontaktu, przykro mi. - powiedział. 
- A czy ktoś może wiedzieć? Przecież ktoś musiał z nią rozmawiać gdy wróciła. - powiedziałem ze towarzyszącymi mi już od długiego czasu łzami. 
- Przykro mi, nie wiem.
- Przepraszam. - powiedziałem gdyż mój telefon zaczął wibrować. 
- Halo? 
- Musisz szybko wracać do domu. - usłyszałem zdenerwowany głos Greg'a. 
- Ja jeszcze nie - przerwał mi.
- Nasza mama Niall jest w szpitalu! - poleciały mi te kryształowe słone łzy jedna po drugiej... 
- Zarezerwowałem Ci bilet na 8:30, Niall przyjedź, to nasza mama. - dokończył i się rozłączył. Wstałem gwałtownie aż pani która mnie tutaj przyprowadziła zlękła się. 
- Ja muszę iść, moja mama jest w szpitalu. Możesz mi zamówić taksówkę? No wiesz nie znam polskiego - tłumaczyłem się a ten tylko skiną głową. 

 2 godziny później.

    Siedzę właśnie w samolocie, jestem cały roztrzęsiony podwójnie. Moja matka w szpitalu i... nie odnalazłem Sa. Totalna porażka. To była moja ostatnia nadzieja. Teraz nie mam już nic.

Sa.

    Od czasu tego snu już nie śpię, planuję całe wyjście lecz o godzinie 9:00 mam rehabilitację a zegar na ścianie wskazuje godzinę 7:47. Eh trzeba to jakoś wytrzymać. Lista rzeczy na dzisiaj:
~Iść na rehabilitację.
~Spotkać się z Olą. 
~Przeżyć.
   Taak... Wzięłam rolety do góry i przywitały mnie piękne widoki. Dopiero teraz widać te wszystkie piękne polany na których od wczesnego rana pasą sie konie mojego dziadka. Wyszłam na balkon a tam niespodzianka. Termometr wskazywał +22 st jak na wiosnę to wielkie zdziwienie, a tym bardziej, że jest dopiero rano. Dzień zapowiada się super! No poprawka, było by super gdyby był ze mną Niall... Jeszcze tylko 6 dni. Zawsze lepsze to niż czekać na zbawienie... Podeszłam do szafy trzymając kciuki by coś w niej było... Na moje szczęście było. A mianowicie leżały tam moje ubrania które zostawiłam w zeszłe wakacje[LINK], wzięłam wszystko i skierowałam się do przestronnej czarno-czerwonej łazienki. Przywróciłam siebie do stanu używalności i powędrowałam pewnym krokiem na dół gdzie już od wczesnej godziny słyszałam krzątającą się babcię. Wchodząc do kuchni o mało co nie dostałam zawału. 
- O Boże! - krzyknęłam i poleciałam uściskać mojego przyjaciela jednak on udawał, że mnie nie ma czy coś. Jak zwykle. 
 - Oh, nie zgrywaj się - dałam mu kuksa w ramie. 
- Słyszy pani coś? - zwrócił się do mojej babci która przyglądała się całemu zdarzeniu z rozbawieniem, kobieta pokiwała przecząco głową. - Ja też nie...
- Ej! - krzyknęłam.
- Ooo, a któż to? - zaśmiał się. 
- Sa, miło mi  - wyciągnęłam w jego stronę rękę a ten to odwzajemnił. 
- Miło mi. Ale ty wrosłaś! - przytulił mnie a ja stanęłam jak słup soli. 
- Słyszała babcia coś? -  zapytałam z taką samą irytacją w głosie jak mój poprzednik. 
 - Oj, dzieci, dzieci, dzieci - machnęła staruszka.
- Chodź do koni! - krzyknęłam i zamierzałam go pociągnąć za rękę lecz ten przyciągną mnie do siebie na bardzo, bardzo niebezpieczną  odległość od siebie, nasze nosy stykały się. Wreszcie wymruczał mi coś na ucho tym swym diabelsko seksownym głosem. 
- Rehabilitacja - skończył a ja zaczęłam się śmiać w niebo głosy. 
- Pójdziesz ze mną? Tylko, że ja później idę do centrum z moją koleżanką... - ten skiną głową na znak, że pójdzie z nami. Pożegnaliśmy się z babcią i wyszliśmy kierując się na pociąg do centrum Wawy. 
-----------------
Czeeeść ;c
Przepraszam, że nie dodawałam ale nauka... 6 kl, testy, sprawdziany, kartkówki i cholera wie co jeszcze.... ehehehehehe PRZEPRASZAM. 
Nie wiem czy napiszę kolejny jeszcze dziś więc nic nie obiecuję : ) 
*tam gdzie pisałam po polsku, oni mówią po angielsku xD 

CZYTASZ? KOMENTUJ! :3