7 lutego 2013

Czternaście

    Obudziłam sie wcześnie, jak na mnie to bardzo aż za. A była to 04:12. Nie miałam humoru nic mi sie nie chciało szczerze to nawet rozmawiać z Niallem. Było mi strasznie zimno i miałam dreszcze. Piec już został naprawiony w pokoju panował straszny zaduch lecz mi po prostu było zimno i obojętnie. Nie miałam ochoty na nic więc poszłam tylko po jakieś rzeczy i skierowałam do łazienki. Tam wyszczotkowałam zęby ubrałam związałam włosy w luźny kok i umalowałam. Wychodząc z pokoju zerknęłam jeszcze na zegarek 04:25. " No cóż" - pomyślałam i wyszłam z pokoju spojrzałam za barierkę w duł- ciemno, w drugą stronę i tam na podłogę padała mała smuga światła. Z pokoju Karen. Podeszłam i lekko wsunęłam głowę w szparę otwartych drzwi. Dziewczyna siedziała a na kolanach miała położonego laptopa. 
- Cześć, mogę wejść? - zapytałam się a ta podniosła głowę uśmiechnęła i skinęła głową. - Co robisz? - spytałam zamykając drzwi a potem siadając na wielkim łóżku. 
- A tak sobie przeglądam strony. Nic nie ma ciekawego - zamknęła go. - A co cię do mnie sprowadza? - zapytała z uśmiechem na twarzy. - Tylko mi nie mów, że się z Niallem pokłóciłaś. - spojrzała podejrzliwie. 
- Nie, nie o to chodzi po prostu dziwnie się czuję. - odpowiedziałam - Jakby miało dzisiaj coś się stać. To trochę jak w "Oszukać Przeznaczenie" - zaśmiałam się histerycznie. 
 - Wiesz co mi zawsze przy tak zwanym " dołku "humor poprawia? -zapytała.
- Em, jedzenie? - prychnęłam. 
- Dokładnie, jesteś głodna? - zapytała. 
- Pewnie. - uśmiechnęłam się blado. 
- To poczekaj ubiorę się i zrobię Ci najlepszą jajecznicę jaką kiedykolwiek jadłaś. - zaśmiała się. Po parunastu minutach z łazienki wyszła ubrana na luzie lecz stylowo też miała ubrane Convers'y tylko, że białe. Zapewne wygląda odemnie lepiej. Tak Karen jest odemnie ładniejsza przy niej się umywam. Dziwię się tylko, że Niall jeszcze ze mną nie zerwał dla niej. 
- No to możemy iść - pociągnęła mnie za rękę w kierunku drzwi. Po omacku zeszłyśmy schodami prosto do przestronnej kuchni. Usiadłam na wysepce a blondi zaczęła robić jajecznicę. 
- Chcesz kakao, kawę lub herbatę? - zapytała.
- Poproszę herbatę zielo - ucięłam w połowie słowa i  szybko zeskoczyłam z blatu, pędem pobiegłam do łazienki gdzie musiałam zwymiotować. Po tym wszystkim jeszcze raz wyszczotkowałam zęby i przeciągnęłam usta błyszczykiem. Wróciłam do kuchni gdzie roznosił się zapach gotowego dania podanego na białych talerzach. 
- Pysznie pachnie i wygląda - oblizałam się sztucznie. 
- Co się z Tobą dzieje? - zapytała mnie puszczając komplement mimo uszu. 
- A co ma się dziać? - spytałam.
- Wyglądasz jak ściana w sumie to ściana jest bardziej opalona od ciebie - wciąż patrzyła na mnie wielkimi oczami.
- Ja nie rozumiem o co Ci chodzi - oburzyłam się lecz oczy zeszkliły. 
- O to, że zwykle jesteś niemrawa, budzisz się wcześnie i wymiotujesz. - podniosła głos o może pół tonu.
- To mi się zdarzyło dopiero pierwszy raz. - odpowiedziałam oburzona. 
- Ale tych pierwszych razów może być znacznie więcej, pójdziemy dzisiaj na badania. - oświadczyła i zaczęłam jeść. 
- Nigdzie nie idę. - powiedziałam i również zaczęłam konsumować swój posiłek już niestety letni.
- Idziesz, jak chcesz to nie powiem nikomu. - odpowiedziała i uśmiechnęła się do mnie. 
- Eh, dobra ale zobaczysz, nic mi sie jest. - powiedziałam stanowczo. 
- Też mam taką nadzieję. - odpowiedziała wyraźnie podenerwowana. - Bo wiesz zwykle takie objawy się objawiają gdy kobieta zajdzie w ciążę. - powiedziała lekko przyciszonym głosem nie patrząc się na mnie.
- Ale ja nie, my z Niallem nie robiliśmy tego. - powiedziałam przyciszonym głosem również na nią nie patrząc.
- Ale ja nie powiedziałam, że z nim - ledwo usłyszałam. 
- Czy ty mnie posądzasz o zdradę?! - krzyknęłam. 
- Cicho - skarciła mnie - oczywiście, że nie tak mi się wymsknęło. 
- To niech Ci się więcej nie wymyka. - odpowiedziałam ironicznie.
- Przepraszam. - rzekła smutno i odniosła talerz do zlewu.
- Nic się nie stało lecz następnym razem bardziej uważaj co mówisz. - powiedziałam i też go odniosłam.
                        

                           * około godziny 11:00 * 

Od godziny 04:12 nie śpię. Nie mogłam zasnąć. Niall się obudził i  chciał  mnie pocałować lecz ja nie chciałam. Po prostu odsunęłam się do niego pod pretekstem, że jestem przeziębiona. Widać było w jego oczach strach, smutek i żal lecz nie wiem za co. Po prostu nie wiem. Przecież nie zawsze musi być tak kolorowo jak w bajkach. Bajki na dobranoc które czytała mi moja mama na dobranoc... zawsze się kończyły Happy End'em. Zawsze. Ja nie chciałam tak ułożyć sobie życia. Lubiłam komplikacje. Od dzieciństwa. Na podwórku, po szkole czasami nawet przed. Zwykle to kłóciłam sie z chłopakami o jakieś małe drobnostki. Na przykład: " Ja mam lepszą kartę! Ma więcej mocy! " a oni: " Nie prawda bo ja! Zobacz! " . Dzieciństwo. Nigdy już nie wróci chociażby nie wiem jakby dużo pieniędzy miał. Nie wróci. Siedziałam na kanapie gdy usłyszałam jedno słowo, donośne krzyknięcie " WYCHODZĘ " i trzaśnięcie drzwiami. Tak. Wiesz już kto to był doskonale. To był Niall. Oczy mi się momentalnie zeszkliły, a gorąca ciecz w moich oczach stawała się co raz cięższa i cięższa. Aż wreszcie wypłynęła a ja zaczęłam szlochać. Siedziałam, płakałam i czekałam na godzinę 14:30 właśnie wtedy mieliśmy jechać do lekarza oczywiście nikt nie miał się dowiedzieć. To była nasza tajemnica. Moja i Karen. Usłyszałam donośny odgłos kroków na schodach. To był Zayn. Wszedł do pomieszczenia i bez słowa usiadł koło mnie i włączył telewizor. Nie patrzył na mnie a ja na niego tylko lekko kątem oka widziałam zamazany kontur chłopaka. Zamazany? Tak, łzy. Gorące słone kropelki co raz intensywniej spływały po moich policzkach aż wreszcie już nic nie widziałam. Podkurczyłam nogi do brzucha i czekałam na zbawienie. Tak, na zbawienie. Wreszcie poczułam jak kanapa koło mnie zaczyna się lekko uginać pod czyimś ciężarem, a dokładniej pod ciężarem Malika. Wciąż nic nie mówił tylko objął mnie przytulił a ja odwzajemniłam uścisk. 
- Sa, co się - przemówił lecz mu ucięłam. 
- Proszę nic nie mów. - odpowiedziałam pośpiesznie. I tak zrobił. Siedzieliśmy tak aż poczułam, że zaczyna się wiercić. Zesztywniał, nie było mu wygodnie więc go puściłam. 
- Sa musimy już iść - wpadła sztucznie uśmiechnięta Karen. 
- Tak już idę . - Poszłam za nią na przedpokój i zaczęłam zakładać moje trapery a potem kurtkę szalik i czapkę. Po drodze nie wymieniałyśmy ani spojrzeń ani żadnych zdań. 


                         * 30 min później u lekarza *

- Dzień dobry - przywitałam sie i usiadłam we wskazanym mi miejscu. 
- Dzień dobry - odpowiedział jakiś facet po 50-cce w białym kitlu i okularami na nosie. Proszę zdjąć bluzkę. 
Wykonałam czynność i położyłam się a dr. McFlurry posmarował mi brzuch jakimś żelem i zaczął jakimś dziwnym przyrządem jeździć mi po brzuchu. Po tym podał mi ręcznik papierowy i kazał się ubrać. Zlecił jeszcze kilka badań lecz nic nie powiedział. Nie nawidze takiego czegoś. W ogóle, nie na widzę  lekarzy ani szpitali czy przychodni. Zrobiłam te badania zaniosłam do okienka na piątym piętrze i pojechałyśmy z Karen do domu, znów milcząc. Wchodząc do domu zauważyłam, że Niall jest już. To dobrze. Poczułam wibracje w kieszeni na wyświetlaczu pisało " Maciek "* odebrałam:
- Halo? - zapytałam.
- Sa, przykro mi. - usłyszałam jego lekko zachrypnięty głos aż mi się cieplej zrobiło. 
- Ale co się stało? - spytałam zdenerwowana.
- Twoja mama... nie żyje. 

------------------------------------------------------------------------------
Siema ;c
I jak? Na serio? Aż tak źle? ;D 
Komentarze proszę :(
CZYTASZ=KOMENTUJESZ